Niestety - jesienna, paskudna pogoda popsuła nam trochę szyki i zamiast intensywnie szykować się do świąt, bijemy rekordy w zużyciu chusteczek higienicznych... Nic to jednak - są pewne plusy przymusowego siedzenia w domu. Mogę, pomiędzy inhalacjami i pogonią z lekarstwami, głębiej wdrążyć się w projekt #zlapDanonki i podsumować naszą przygodę z nimi.
Przede wszystkim - uff - nie muszę wymyślać niczego z powietrza. Prześledziłam przewodnik projektu trnd i teraz jestem naszą domową specjalistką w sprawach Danonków w saszetkach, ha!
Tak oto:
- Danonki w saszetkach występują w dwóch smakach: waniliowym i truskawkowym (eL. woli truskawkowy, Em. waniliowy - idealnie się uzupełniają!)
- saszetki występują w sześciu wzorach bohaterów co... nie ma dla nas większego znaczenia 😉- Danonki tak im (tym moim dziewczynom) smakują, że zupełnie nie zwracają uwagi na obrazek (może jak ktoś w końcu wymyśli dziewczynę dla Danonka, która w dodatku będzie w różnych kieckach i błyskotkach, obsypana brokatem - to wtedy podejdą do tematu "na poważniej", he he)
- saszetki są naprawdę wygodne w użyciu, w transporcie i w przechowywaniu - zakręcane korkiem, nie wylewają się nawet gdy dziecko na chwilę je odłoży, trzeba się natrudzić by się nimi pochlapać, a w lodówce zajmują mało miejsca (co tu kryć - można je upchnąć na półkach, he he)
- mają skład wzbogacony o witaminę D i są bez konserwantów (czyli całkiem nieźle)
- mają sporo cukru... hm hm hm... tak niektórzy negatywnie krytykują ten produkt - nam to zupełnie nie przeszkadza, tym bardziej, że a) my się cukru nie boimy i b) Danonki najczęściej jadamy w ramach deseru, tak więc tego...
- i chyba najważniejsze obecnie dla nas - po wyjęciu z lodówki zachowują świeżość i doskonałą jakość do 6 godzin! To naprawdę ułatwia życie, gdy ma się chorą córcię i naprawdę nie chce się jej dawać zimnych potraw prosto z lodówki, a z powodu strasznego kataru i podrażnionego gardła ciężko jej się przełyka pokarmy stałe - taki Danonek w saszetce, ocieplony do temperatury pokojowej, łatwo jest połknąć, trochę wzmocni mały brzuszek chorego dziecka i nie wywoła pogorszenia infekcji.
Nic, tylko jeść! Smacznego 😁😋
hmm danonki:P nigdy za nimi nie przepadałem.. Może dlatego, że pochodzę z krainy mleka, gdzie jest największa mleczarnia w Polsce?:p u mnie raczej każdy kupuje swoje produkty:P A tak na marginesie, to do Danona jeden jogur był produkowany w Krasnymstawie:) heh;P
OdpowiedzUsuńO, nie wiedziałam :) Moi rodzice mieszkają na wsi i teraz biegają do sąsiadki-mleczarza bo "domowe" produkty. Mniam, pychota. No ale Danonków owa pani nie produkuje ;) ;)
UsuńHaha, już dzisiaj komentowałam u ciebie wpis o Danonkach sprzed paru dni a tu następny :) Cóż, smacznego wam życzę, może córki nie zjedzą wszystkiego i też się załapiesz :)
OdpowiedzUsuńHe he, faktycznie :) Ale niestety - mi pozostało tylko wyciskanie końcówek z saszetek, he he ;)
UsuńNo niestety, mnie żadna forma i reklama do danonków nie przekona. Starczy spojrzeć na skład :/
OdpowiedzUsuńNic na siłę - każdy jada to co lubi :)
UsuńMoja córka bardzo je lubi! Jedzenie czegoś od czasu do czasu nie doprowadzi do niczego złego :)
OdpowiedzUsuńGrunt to równowaga :D :D
Usuńteż testujemy Danonki i szykuję o tym pościk:) zapraszam sylwiaidzieci.pl
OdpowiedzUsuńSmaczna sprawa, prawda? :D
UsuńMoja córcia również lubi Danonki. Raz na jakiś czas zjedzenie takiego deseru nie powinno spowodować nic złego, tym bardziej, że cukier jest praktycznie we wszystkich produktach i nie da się go zupełnie wyeliminować.
OdpowiedzUsuń