Dziś długo nie będzie. Bo i się rozleniwiłam ostatnio na maksa, a i temat raczej mało "fajny". Bo będzie o Świętach, ale raczej takich nie do wspominania.
A więc konkretnie:
- pogoda do dupy. Nie dość, że bez śniegu i na plusie, to jeszcze zaczął padać... deszcz...
- zdrowie do dupy. eL - ospa, Em. - chwilę przed Świętami skończyła zapalenie oskrzeli, Ka. znów dorobił się gangliona a ja - no cóż - dostałam okres...
- przygotowania do dupy. Przez przymusowe uziemienie w domu (prawie dwutygodniowe!) wszystko robiliśmy na szybcika, byle "dać radę" (mistrzem Świąt okazał się mój tato, który załatwił nam choinkę - ufff)...
- nastrój do dupy. Ka. (cukiernik) robił nadgodziny a potem i dwunastki od początku grudnia. Łącznie z prawie całymi weekendami. Ja prowadziłam kwarantannę i powstrzymywałam nieuniknione wybuchy wymęczonych i wynudzonych dzieci. Po takich atrakcjach przydałyby się przynajmniej tygodniowe wakacje w pięciogwiazdkowym hotelu nad gorącym morzem, a nie maraton przy świątecznym stole...
- magia świąt do dupy. Nie poszliśmy na żaden spacer, nie pooglądaliśmy żadnych bożonarodzeniowych ozdób, stajenek, rozświetlonego miasta... O wizycie w kościele nie wspomnę...
- wypadki do dupy. W trakcie czekania na Gwiazdora Em. gwiznęła się z kanapy na podłogę prosto na głowę. Wyła tak, że w pierwszym odruchu chciałam ją zapakować na pogotowie... ale potem zobaczyła czekoladę, na szczęście... Na szczęście też budująca się śliwa na czole w magiczny sposób zniknęła w nocy i skończyło się na zgryzionym policzku...
- i do dupy też są wypadki techniczne, jak np. pęknięta rura co to wodę dostarcza całemu blokowi. Która to pękła dziś właśnie, zaraz po śniadaniu. Panowie dopiero około 19 puścili wodę - ufffff - ale nie zapowiada się, że szybko skończą to co naprawiają...
- rachunki są do dupy. Bo nie dość, że w samą wigilię dostaliśmy rachunek za prąd, to teraz jeszcze będziemy musieli zapłacić za spuszczenie calutkiej żółtej CIEPŁEJ wody, żeby móc dzieci jakoś obmyć od wspomnianej czekolady (nie, mokre chusteczki nie dadzą rady, heh).
Za to prezenty dostaliśmy superanckie. No i nowa sukienka, którą to kupiłam z wigilijną dedykacją okazała się bombowa! I nad tym się właśnie skupię :D :D Ale to już w następnym wpisie. Bo dziś sobie narzekam ;)
A Wy macie jakieś wspomnienia z nieudanych Świąt? Weźcie mnie pocieszcie, że każdy tak czasem ma, ech ech...
Ponarzekać sobie czasem trzeba, a u Was faktycznie lekko nie było! Należy się pocieszać, że limit się wyczerpał, stary rok się kończy i życze tego Nowego w zdrowiu i bez jakichkolwiek wypadków i awarii :)
OdpowiedzUsuńI to jest myśl, której należy się trzymać! Dziękuję :* :D
UsuńHm... no ja też tak grudzień pizdowato zaczęłam. Święta jak święta. Nie widziałam co mam ze sobą zrobić. Ogólnie tak bez szału.
OdpowiedzUsuńWiesz, dużo ludzi mi tak mówi. Myślę, że ten grudzień był tak fatalny - i pogodowo, i medialnie, i politycznie itp... że odbiło się to na większości z nas :(
UsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń