Kolejny długi, ciepły, rodzinny weekend na działce za nami. Mimo, że było świetnie, to nie do końca wróciłam do miasta zrelaksowana. Bo trafiła nam się kolejna sąsiedzka afera... Dziś bez słodzenia - opowiem Wam konkretnie w czym rzecz.
Mamy na działce sąsiada. Ba, mamy mnóstwo sąsiadów, ale ten jest... hm... wyjątkowy. Graniczymy ze sobą płotem, działka obok działki. Oboje mamy działki od samego początku ich istnienia, więc dobre 30 lat. Mój sąsiad jest synem swoich rodziców, czyli w tym wypadku prawowitych właścicieli (a w sumie to dzierżawców - bo tak na działkach właśnie jest). Z tym, że rodzice od kilku lat zaczęli coraz rzadziej przyjeżdżać, a w tym roku - przede wszystkim z powodu choroby - nie pojawili się ani razu. Natomiast ich syn, czyli mój sąsiad, pojawia się. Niestety często.