Nie wszyscy jeszcze pewnie wiedzą, ale eL. czeka na zabieg usunięcia trzeciego migdała. Zupełnie niesympatycznie się jej rozrósł, blokując przepływ dźwięków, przyczyniając się tym do konkretnego niedosłuchu. Z trzecim migdałem często jest tak, że się skubany rozpulchnia i powoduje przeróżne infekcje. Dlatego właśnie lekarka przepisała nam lek, którego zadaniem jest owy migdał zmniejszyć i utwardzić, co by łatwiej i ładniej go można było usunąć.
Zbiór myśli, przemyśleń i domysłów, które siedzą w głowie standardowej kobiety, tudzież żony, matki, córki, przyjaciółki...
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą absurd. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą absurd. Pokaż wszystkie posty
środa, 30 listopada 2016
sobota, 12 listopada 2016
Grzybiarki, 3:0, policja i hafty
Wczoraj był Dzień Niepodległości. Taki szczególny, rozumiecie, czas. Łączenie ludzi, docenienie tego co się ma, podkreślenie swojego obywatelstwa. I to co, że jakbym już się zdecydowała iść na jakiś marsz to bym głupia stanęła na środku - jak na zjednoczone, niepodległe państwo strasznie nam ze sobą nie po drodze ostatnio...
Ale ja nie o tym. Bo w końcu olaliśmy spacery i pojechaliśmy do teściów na "marcinki". A potem wróciliśmy do domu i się zaczęło...
wtorek, 8 listopada 2016
Bardzo proszę wypisać mnie z NFZ!
Macie ubezpieczenie zdrowotne? Większość z Was pewnie ma. I piszę tu o takim ogólnodostępnym, tym "za darmo". Jak pracujecie - to i tak macie. Jak jesteście bezrobotni ale zarejestrowani w Urzędzie Pracy - też macie. Jak jesteście bezrobotni ale nie zainteresowani współpracą z Urzędem Pracy (bo Was cholera bierze na samą myśl o tym... jak mnie... przykładowo...) to jesteście cwani i się wbijacie pod ubezpieczenie męża. Tak czy owak - trudno owego ubezpieczenia nie mieć.
Poranny foch dziecięcy
Każdy czasem wstaje lewą nogą. Nic się nie chce, życie wkurza i w dodatku wszystkie domowe kanty się uwzięły i ostro ranią w stopy, kolana i łokcie. My - dorośli ciężko przeżywamy takie poranki, ratując się kubkiem kawy albo kostką (eee... dziesięcioma...?) czekolady. Co jednak, gdy poranny foch złapie nasze małe dziecko?
czwartek, 3 listopada 2016
Zajęcia dodatkowe dla dziecka
Po rodzinie i znajomych mam mnóstwo dzieci. Większość z nich jest w wieku przedszkolno-podstawówkowym. I większość z nich ma zajęcia dodatkowe. Niekoniecznie odbywające się po godzinach przedszkolno-szkolnych, ale wybiegające poza podstawowy program realizowany w danej grupie/klasie. Wrzesień to miesiąc adaptacyjny. Październik - czas wyborów. Zaczął się listopad i niezrozumiały przeze mnie wyścig na "najbardziej obciążone zajęciami dziecko".
poniedziałek, 17 października 2016
Przemoc w przedszkolu - ku przestrodze
Nie wiem czy pamiętacie - to Wam przypomnę. Pod koniec zeszłego roku (przed)szkolnego odgórnie przepisano eL. do starszej o rok grupy. Miałam z tym bardzo dużo emocjonalnych rozterek - w końcu, po wielu moich stresowych myślach, eL. poszła we wrześniu do grupy 5-latków (zamiast 4). I co? I (jak dotąd) nie żałowałam tej decyzji nawet przez sekundę! Nie chodzi nawet o znalezienie nowych koleżanek czy o bogatszy program "nauczania" - sęk w tym, że wyszło na jaw, dlaczego moje dziecko tak bardzo histeryzowało w zeszłym roku, w starej grupie... No i cóż - można tylko sobie walnąć w twarz, żeby następnym razem mieć oczy szerzej otwarte.
środa, 28 września 2016
Perypetie z sąsiadami cz.2
Tu przeczytasz Perypetie z sąsiadami cz.1
Pod koniec maja zostawiłam Was z informacją, że sprawa jest w toku. Nie dość, że "działo się" to jeszcze buczało i huczało. Ale od początku.
Po incydencie z pijackimi groźbami i próbą rękoczynów naszego ukochanego sąsiada, razem z moim tatą (ówczesnym dzierżawcą działki) napisaliśmy pismo do Zarządu ROD, w którym dokładnie nakreśliliśmy sytuację. Pod pismem podpisali się wszyscy okoliczni sąsiedzi, którzy również serdecznie mieli dość Be. Pismo zostało wysłane listem poleconym, więc uzbroiliśmy się w cierpliwość i czekaliśmy na odpowiedź.
wtorek, 27 września 2016
Bajki z Piekła rodem
Kto jest na bieżąco z internetem ten zapewne słyszał o burzy wokół biednej Świnki Peppy. A że to samo zło, odmóżdża dzieci, pierze ich małe rozumki i generalnie be. Ale o tym w szczegółach to sobie poczytajcie gdzie indziej - mi się przypomniała inna "bajeczka" na temat.
wtorek, 6 września 2016
Przyszło dziecko do lekarza...
Powoli rozkręcam się po wakacyjnym lenistwie, czyli co? Czyli dziś kolejna dawka naszych medycznych przygód. Historia z wczoraj, ale potrzebowałam półtorej doby, żeby do siebie dojść i nie zarzucić was samymi "k"...
poniedziałek, 4 lipca 2016
Broń biologiczna na półkoloniach
Niektórzy ludzie jak mają wakacje rzucają wszystko w cholerę i jadą na urlop.
A niektórzy - w tym ja konkretnie - przestają się obijać i idą do roboty, he.
Co prawda robotę mam super i w wyborowym towarzystwie, o pysznych obiadkach nie wspomnę (zdecydowałam się odchudzać dopiero na Boże Narodzenie ;)), no ale trzeba rano wstać, doprowadzić się do względnego porządku, zostawić dzieci pod czyjąś opieką (totalna ruletka) i - czy to upał, czy burze z gradem - wybyć z domu. (Oczywiście przeginam - burze chadzają bokiem, a z upału korzystam ile mogę smażąc moje blade kończyny na placu zabaw ;))
wtorek, 31 maja 2016
Perypetie z sąsiadami cz.1
Kolejny długi, ciepły, rodzinny weekend na działce za nami. Mimo, że było świetnie, to nie do końca wróciłam do miasta zrelaksowana. Bo trafiła nam się kolejna sąsiedzka afera... Dziś bez słodzenia - opowiem Wam konkretnie w czym rzecz.
Mamy na działce sąsiada. Ba, mamy mnóstwo sąsiadów, ale ten jest... hm... wyjątkowy. Graniczymy ze sobą płotem, działka obok działki. Oboje mamy działki od samego początku ich istnienia, więc dobre 30 lat. Mój sąsiad jest synem swoich rodziców, czyli w tym wypadku prawowitych właścicieli (a w sumie to dzierżawców - bo tak na działkach właśnie jest). Z tym, że rodzice od kilku lat zaczęli coraz rzadziej przyjeżdżać, a w tym roku - przede wszystkim z powodu choroby - nie pojawili się ani razu. Natomiast ich syn, czyli mój sąsiad, pojawia się. Niestety często.
poniedziałek, 16 maja 2016
Mój trzeci raz w PUPie...
Kto mnie śledzi na facebooku, ten już wie - mam nerwa jak cholera. Ale nie takiego jak dotychczas, związanego z chorobami, przymusowym uziemieniem czy durnymi sąsiadami. Ten dotyczy pracy. I mojego wieku.
Ok, dla tych co nie wiedzą - przyznam się. Mam skończone 33 lata. Nie mam fobii wieku (przynajmniej póki co), więc jest mi to zupełnie obojętne ile sobie liczę wiosen. A przynajmniej było. Do teraz.
środa, 4 maja 2016
Zapalenie oskrzeli typu pechowego
Chciałam Wam dziś napisać coś o mojej ukochanej działce. Albo coś moich zupełnie nie-ukochanych włosach... Ale nie - kontynuuję temat chorób, badań i szpitala, bo mnie nosi i jak nie napiszę to wybuchnę...!
czwartek, 28 kwietnia 2016
Chorowanie na NFZ
Kiedy dziewczyny z babecznika zaprosiły mnie do współpracy i omawiałyśmy mój twórczy wkład w tą sympatyczną stronę, padło rzecz jasna pytanie "o czym mam pisać?". I jaka była moja pierwsza myśl? O chorobach... A raczej o chorowaniu i drodze przez mękę próbując leczyć się na NFZet... W końcu piszę o czymś innym (oczywiście równie atrakcyjnym :D), a temat chorowania pozostawiam sobie tutaj. A naprawdę - mam o czym pisać!
poniedziałek, 25 kwietnia 2016
Historyjki zza kierownicy
Dużo Wam o sobie pisze, ale na pewno nie wszyscy wiedzą, że od jakiegoś, no już dłuższego czasu zajmuję się (że tak to ujmę) marketingową stroną działalności pewnej szkoły jazdy. Nie jestem ani instruktorem, ani - tym bardziej - egzaminatorem! Po prostu mam sporo wolnego czasu i mogę ;)
środa, 13 kwietnia 2016
Matki Masochistki usypiają dziecko (albo i nie)
Nie - to znów (tak jak w przypadku Matki Pedantki KLIK) nie o mnie! I ufff....
Czytałam ostatnio fajny tekst na zaprzyjaźnionym blogu o rodzajach matek (KLIK). A potem byłam na przedszkolnych urodzinach gdzie oprócz gadania o fryzurach (KLIK) padł temat spania dziecka w nocy. I znów byłam w mniejszości. Nie dlatego, że jestem super mamą (oj, bardzo mi do niej daleko...!), ale zwyczajnie - nie jestem matką masochistką.
czwartek, 31 marca 2016
Płacić czy nie płacić? cz.II
Wracam do tematu płacenia za pobyt z dzieckiem w szpitalu. Dla przypomnienia, w skrócie przedstawiam w czym rzecz (cały wpis tutaj KLIK):

środa, 30 marca 2016
Moja mama jest pedantką!
Nie, nie, tytułowa "mama" to nie ja. Dziś czytamy dosłownie - "moja mama" to moja mama...
Mam nadzieję, że mieliście cudowne Święta! Że mimo chorób (jak u nas), zawirowań finansowych (jak u nas) i pewnych rodzinnych... hm... nieprzyjemności (jak u nas) spędziliście ten czas w radości, miłości i (świętym!!!) spokoju!
I teraz się przyznajcie - kto szalał przed? Ze sprzątaniem, zakupami, gotowaniem...? No kto?
wtorek, 22 marca 2016
Farmaceutka wie (naj)lepiej!
Jeszcze nie ochłonęłam po naszej dzisiejszej (mało) przyjemnej wizycie w szpitalu (KLIK), a tu proszę - kolejna osoba wcisnęła mnie w ziemię! A w sumie to mi szczęka opadła, na ową ziemię właśnie...
Po wycieczce do szpitala Em. była już tak zmęczona, że olałam aptekę i wykup antybiotyku i pojechałam prosto do domu położyć ją spać. Za to zanim odebrałyśmy eL. z przedszkola wstąpiłyśmy do apteki w jego sąsiedztwie (no bo po drodze). I to tam pani mgr zaszalała...
Zanim jednak Wam opowiem co i jak, słowo wyjaśnienia. Przez te wszystkie szpitale, choroby, lekarstwa i stresy owego czasu Em. nabawiła się problemów brzuszkowych. Szybko jej minęły, kupki wróciły do normy, niestety zanim to nastąpiło - zrobił jej się mały hemoroid. Kto miał, ten wiem - nic fajnego. Lekarz wiedział o tym, ale przy okazji badania w szpitalu napomknęłam i o tym - co mi szkodzi spytać o dodatkową opinię? Pani dr stwierdziła, że skoro mnie to aż tak nurtuje to nie ma sprawy (no bo co jej szkodzi?) i da mi skierowanie do chirurga - niech oceni czy mam się faktycznie czym martwić (no bo co mu szkodzi?). A po pomoc doraźna (tak jak mój lekarz) wysłała mnie do apteki po jakiś kremik. Kremik w domu jeden mam, homeopatyczny, ale że średnio w niego wierzę to szukam alternatyw...
A teraz do rzeczy. Oto, co wydarzyło się w aptece, gdy już miałam zrealizowaną receptę:
- A tak przy okazji, przez (tu wymieniam wszystko co się Em. przydarzyło zdrowotnie) dziecko ma hemoroida na zewnątrz pupci. Nie jest bardzo duży, ale wiem, że ją czasem boli przy kupce. Lekarz o tym wie, czekamy na wizytę u chirurga... Czy mogłaby pani nam coś polecić na przetrwanie tego czasu, coś na hemoroidy? - spytałam uprzejmie.
- A skąd pani wie, że to to?! - pyta podejrzliwie. Domyślam się, że zgubiła się w moim wywodzie...
- Byłam u lekarza... I w szpitalu... - tłumaczę w skrócie.
- A to oni się nie muszą znać! To może być wszystko! - pani podnosi głos. - Przecież to może być problem ze zwieraczem! Albo nawet coś rakowego! Ja pani nic nie sprzedam! Niech pani idzie prywatnie do lekarza!
I poszłam. Sio z apteki. A szczękę wlokłam za sobą, bo wierzyć mi się nie chciało, że mi pani mgr tak powiedziała właśnie. Bo ja mam psiapsiółkę farmaceutkę. I jeszcze jedną w rodzinie też. I często - naprawdę często - bywam w aptekach. Ale mi się TAKA pierwsza zdarzyła, gdzie pracują TAKIE mądrzejsze od lekarzy. Bo ja nie twierdzę - oni (farmaceuci) naprawdę dużo wiedzą i dużo mogą doradzić!! Ale no naprawdę - mogła mnie chociaż poprosić o pokazanie dupska mego dziecka... A nie tak bez badania.... (sarkazm aż boli...)
A dzień się jeszcze nie skończył. Aż strach się bać - bo zamierzałam iść wieczorem na duże zakupy...!
Pielęgniarka Samo Zło...
Em. miała na dziś skierowanie do szpitala w celu diagnostyki po ostatniej chorobie przeleżanej w szpitalu (pisałam o tym TU). Skierowanie musiałam zostawić na oddziale, ale na wypisie czarno na białym mi wydrukowali: w celu diagnostyki proszę się stawić na tutejszym oddziale w dniu 22.03.2016, godzina 8:00.
Drodzy mądrzy i inteligentni dorośli - zagadka na dziś - jak rozumiecie te zalecenia? Bo ja zrozumiałam je dosłownie - spakowałam Em. do małej torby, zostawiłyśmy eL. w przedszkolu, potem kurtki w szatni i za pięć ósma byłyśmy na oddziale "przed ladą".
I co? I zostałam tak zjebana przez pielęgniarkę, że gdyby nie a) dzieci, b) kamery, to normalnie doszłoby do rękoczynów (i słowo daję, nie wiem kto komu by przyłożył!). Wytłumaczyłam otóż pani "za ladą", że tak zrozumiałam z wypisu (wypisem jej machnęłam przed nosem), a ona na to, że wszyscy wiedzą, że tu chodzi o Izbę Przyjęć. I że ona nie zna mojej historii choroby (jakbym to ja miała być leczona) (poza tym historię mają w komputerze czy innych kartotekach....) i że inni rodzice zrozumieli tylko ja jestem taka a owaka.
Ale nie to mnie najbardziej zdenerwowało. Bo wiecie, jak mi za pierwszym razem chamsko (naprawdę chamsko!) zwróciła uwagę, że muszę iść najpierw na Izbę Przyjęć, to ja na spokojnie i z uśmiechem przyznałam się do błędu, że źle zrozumiałam i zwyczajnie poprosiłam o informację co w takim razie mam zrobić, by było dobrze. A baba demonstracyjnie odwróciła się do mnie plecami robiąc "ankietę" wśród innych rodziców z "poczekalni" czy oni zrozumieli jak tu trafić zgodnie z drogą urzędową, że tak to ujmę... Ale mi gula podskoczyła...!! Ja może i nie wyglądam jak wielce zamożna, profesjonalna mamuśka z wyższych sfer, ale to nie powód, żeby mną wycierać podłogę. Tym bardziej, że ja do baby z kulturą (i stresem - przecież o moje dziecko chodzi i nie jestem w stanie przewidzieć, co wyjdzie z wyników!) a ona na wstępie do mnie wrednie:
- Dzień dobry, miałam się dziś stawić na oddziale...
- No i?!
...
I tylko mi nie mówcie, że może miała okres. Bo tak się składa, że ja też mam a jednak nie strzeliłam jej od razu w pysk. Choć kusiło...
Na szczęście znam to babsko okropne jeszcze z pierwszego pobytu Em. w szpitalu. Pani zdecydowanie pominęła się z powołaniem - powinna pracować w skarbówce, ewentualnie w ZUSie... Ale nie "przy okienku", tylko gdzieś tam w środku, zamknięta z papierologią.
Niech no tylko kiedyś trafi do mnie na jakiekolwiek moje zajęcia. Bo ja wierzę w karmę...
Co do Em. to wyczekaliśmy swoje w Izbie Przyjęć, doktórka obadała nas na lewo i prawo i odesłała do domu. Bo żeby przyjść do szpitala Em. musi być ZDROWA, a jeszcze nie jest. Gratis dostaliśmy antybiotyk i komfort psychiczny, że nie muszę się z tym babsztylem-pseudo-pielęgniarką męczyć cały dzień...
KONIEC
ps. Drogie pielęgniarki - nie zrozumcie mojego wpisu źle. Ja Was podziwiam i spotkałam wiele pielęgniarek naprawdę oddanych pacjentowi! Niestety - jak w każdym zawodzie, zawsze znajdzie się wyjątek...
ps.2 Teraz choćby się paliło i waliło to i tak nie zapłacę za ten spędzony czas w szpitalu. Wgrrrr....
Subskrybuj:
Posty (Atom)