Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paszport. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą paszport. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 3 listopada 2015

Paszport vs Becikowe - odsłona druga...

Panie (i ewentualni Panowie - no bo kto wie??) mamy nowy miesiąc i nowe wieści w sprawach urzędowych. Normalnie padniecie z wrażenia!!!

Ale najpierw, dla przypomnienia-poczytania: odsłona pierwsza - paszportowa oraz udręki becikowe. Żeby być w temacie ;)

Już wszyscy gotowi? Zaczynamy!!

Wybrałam się dziś spacerkiem z teczusią (pełną papierów, zaświadczeń i oświadczeń) drogą usianą urzędami, i oto co ustaliłam:

Na początek - PASZPORT
Dotarłam do budynku, wdrapałam się na właściwe piętro, wzięłam numerek, przysiadłam na krzesełku na pół minuty, wyświetlił się mój numerek, wstałam z krzesełka, podeszłam do urzędniczki, ona sprawdziła moje odciski, ja sprawdziłam dane w paszporcie, złożyłam jeden podpis, podziękowałam, wyszłam z paszportem. Koniec historii. Happy End! Paszport odebrałam dwa tygodnie przed oficjalnym terminem...

Na dokładkę - BECIKOWE
Dotarłam do budynku, uff-parter, prawie z marszu podeszłam do urzędniczki (o losie - dziś aż trzy obsługiwały!!), przedstawiłam moją sprawę, pokazałam kilogram dokumentów, wypełniłam z panią to co mnie przerastało, dopisałam to czego nie zawierały papierzyska (za mało mi ich dali do domu widocznie...), wypełniłam zaległości również za mego osobistego męża, złożyłam milion dwieście podpisów (za męża też!!), poczekałam aż pani skseruje całe moje finansowe życie, wyszłam z życzeniami - od urzędniczki - powodzenia. Życzonych z uśmiechem na ustach! Czas na podjęcie decyzji (nie za bardzo wiem przez kogo??) - 30 dni roboczych. Tak więc sprawa w toku... Nadal...

A Na koniec że się udało a) szybko odebrać paszport (potrzebny do wizy - no kto by się spodziewał...?) i b) w końcu złożyć wniosek o becikowe i c) spalić trochę kalorii latając po mieście (wyrobiłam się w godzinkę - piechotką!!) (a ja mieszkam w dużym mieście!!) (i na wzgórzu!!!!!) to na deser kupiłam każdemu po omlecie. I zjedliśmy ze smakiem. I z kaloriami - a co tam ;)


piątek, 16 października 2015

Misja - PASZPORT

Nie wiem, czy wyciągnęliście to z poprzedniego posta, ale decydując się na wyjazd do Chin byłam (i chwilowo nadal jestem) bez ważnego paszportu. Po moich (nie zakończonych jeszcze) przebojach z uzyskaniem becikowego miałam jak największe obawy, a tu proszę jaka niespodzianka!!

Misja - PASZPORT

  • Z samego rana pojechałam zrobić sobie zdjęcie. Wymalowana, wypiękniona, z marszu zostałam posadzona na krzesełko i już po 15 minutach odebrałam obrzydliwe (na wprost, bez uśmiechu i mega zbliżone) elegancko przycięte foty.
  • Pojechałam do właściwego urzędu (parkowanie w mieście - masakra!!!), wypełniłam 2 (słownie DWIE) strony (w dodatku niecałe) wniosku i wzięłam z maszyny numer interesanta. Byłam następna w kolejce.
  • Posiedziałam na korytarzu z trzy minuty i wszechobecne wyświetlacze zaprosiły mnie do jednego z pomieszczeń.
  • Pani urzędniczka spokojnie i z sympatią przejrzała wniosek, zlikwidowała mój stary paszport, pomęczyła się chwilę z pobieraniem moich odcisków palców (mam koślawe linie papilarne - to chyba rodzinne) i postawiła odpowiednią pieczątkę.
  • Za usługę mogłam zapłacić na miejscu, kartą (bez potrzeby szlajania się po innych instytucjach).
  • Całość (razem ze zdjęciem i szukaniem miejsca parkingowego) trwała może z 1,5h...

Jaki z tego wniosek? 
Że o wiele prościej jest wyrobić sobie nowy dowód tożsamości niż uzyskać pomoc (tak osławioną przez władze) na dziecko, rodzinę...
Ale co się dziwić... Tu kasę dałam, a tam mam dostać... 

czwartek, 15 października 2015

Przed-wyjazdowe dylematy

Mimo piętrzących się przeciwności maszyna ruszyła! Ta maszyna, co to ma mnie elegancko zawieźć do Chin... Abo tak - dla tych niewtajemniczonych - wybieram się do Pekinu. Już postanowione, mimo że nadal mam mieszane uczucia. A czemuż to? 
Ano:
- bo wylot jest przed pierwszym roczkiem Em., a powrót... już po! Z drugiej jednak strony jadę z siostrą i mamą, więc i ich by zabrakło na imprezie. A jak "roczek" przesuniemy o tydzień, to będą. I pewnie z prezentami... z Chin :D (... w sumie to kiepski argument bo i tak większość zabawowo-odzieżowego asortymentu mamy z Chin...). Jednak trochę mam (już! a co dopiero potem??) wyrzuty sumienia...
- bo mam lecieć 13 godzin!!! Do USA było jakieś 8-10 a już mi dupsko cierpło. A uwierzcie, było - to dupsko - w o wiele lepszej kondycji niż obecnie...!
- bo mam fatalne zdjęcia paszportowo-wizowe. Poważnie! Nie cierpię zdjęć na wprost!! Bez uśmiechu!! Dobrze, że pani fotograf miała na tyle serca, że mi elegancko pryszcze wymazała... Mimo to na odprawie będę przeżywała koszmar...
- bo w Chinach jest cenzura na "nasz" internet. Żegnaj blogu, żegnaj fb... A już miałam taki ładny plan na wpisy, zdjęcia i przemyślenia. No załamka!!
- bo mam problemy ze zrobieniem przelewu, a tego typu sytuacje z pieniędzmi działają na mnie bardzo nerwowo...
- bo mam mieszkać przez X dni (nie mogę się doliczyć ile, przez tą mega zmianę czasu) w jednym pokoju z mamą!!  Siostra luzik (choć mnie tu jakimiś warunkami straszy, chudzina), ale mama?? Raz, że chrapie, a dwa, będzie mnie gnębić (na pewno) za potencjalny bałagan. A bałaganiarskie możliwości to ja mam, nie da się ukryć....