wtorek, 31 maja 2016

Perypetie z sąsiadami cz.1

Kolejny długi, ciepły, rodzinny weekend na działce za nami. Mimo, że było świetnie, to nie do końca wróciłam do miasta zrelaksowana. Bo trafiła nam się kolejna sąsiedzka afera... Dziś bez słodzenia - opowiem Wam konkretnie w czym rzecz.

Mamy na działce sąsiada. Ba, mamy mnóstwo sąsiadów, ale ten jest... hm... wyjątkowy. Graniczymy ze sobą płotem, działka obok działki. Oboje mamy działki od samego początku ich istnienia, więc dobre 30 lat. Mój sąsiad jest synem swoich rodziców, czyli w tym wypadku prawowitych właścicieli (a w sumie to dzierżawców - bo tak na działkach właśnie jest). Z tym, że rodzice od kilku lat zaczęli coraz rzadziej przyjeżdżać, a w tym roku - przede wszystkim z powodu choroby - nie pojawili się ani razu. Natomiast ich syn, czyli mój sąsiad, pojawia się. Niestety często.

Kto się jeszcze nie zorientował po moich wcześniejszych wpisach (np. tu KLIK) nasze ogrody działkowe to nie są miejskie altanki z kawałkiem trawnika. Ludzie tu mają prawdziwe luksusy. I nawet nie piszę o naszym własnym domku, który jest sam w sobie mega świetny (no jak w domu, po prostu). Mamy wielu sąsiadów mieszkających gdzieś tam w polskich metropoliach czy nawet za granicą, a którzy przyjeżdżają do swoich "ogródków" na relaks w basenie, usiąść przy grillu, czy popływać żaglówkami po zalewie. Naprawdę nie przesadzam - niektóre domki to prawdziwe male wille...

Dążę do tego, że ludzie przyjeżdżają tu odpocząć, często z wielopokoleniowymi rodzinami, w spokoju, względnej ciszy (he, no od kosiarek się nie ucieknie), kulturalnie, na łonie przepięknej natury. Imprezy oczywiście się zdarzają, ale polegają one raczej na rodzinnych posiadówkach przy basenach czy grillu. Latem i tak wieczorem przeganiają wszystkich komary.

Ale wróćmy do mojego sąsiada. Jest - rzecz jasna - mężczyzną, dwa lata starszym ode mnie. Jak byliśmy mali razem wcinaliśmy lody i graliśmy w karty. Jego starsza siostra czesała mi warkoczyki, graliśmy przez płot w piłkę. A potem on się okazał za stary na zabawę ze mną, więc się kontakt urwał. Po jakimś czasie to ja podrosłam i nasze relacje zupełnie się zmieniły. Ja zaczęłam się w nim podkochiwać, on w mojej działkowej psiapsiółce, moja psiapsiółka w jego kumplu, jej kumpel w mojej kuzynce itd. He, z nostalgia wspominam okres podstawówki ;) ;) Robiliśmy sobie na złość, chłopaki wrzucali nas - baby - do wody z pomostu, na dyskotece w działkowej świetlicy podpieraliśmy przeciwległe ściany. No śmiesznie się to wspomina...

... tylko że potem wszystko się popsuło. I to naprawdę bardzo. Mój sąsiad zaczął trenować kajakarstwo (czy jak się to tam poprawnie nazywa). Łapy miał zawsze solidne to i szybko piął się w górę. Przyjęli go do reprezentacji naszego miasta (a, bo tak w ogóle to mieszkamy na sąsiednich osiedlach), zaczął zdobywać medale. Zrobił się niezłe ciacho, jego rodzice pękali z dumy, ale on tego nie udźwignął... Nie wiem dokładnie jak, ale zaczął brać sterydy i inne wspomagacze. Już nie był ciacho - zaczął pakować bez ograniczeń. Wyrzucili go z drużyny, zerwała z nim dziewczyna. Stał się agresywny, wulgarny i opryskliwy. Nie do mnie - do swoich rodziców. Wiecie, na takich działkach to się niesie każde słowo, a on ma bardzo niski i mocny głos. Opuścili go kumple, zaczął pić, pewnie odkrył też inne, mniej legalne, używki...

Nie będę Wam streszczać dokładnie jak się toczyło jego życie. Nieraz zetknął się  policją za jazdę po pijaku czy zakłócanie spokoju. Najprawdopodobniej też kilka lat temu to on z kumplami strzelali ze śrutówki w okna naszego domku (po kłótni z moimi rodzicami). Sami jego rodzice przyznają, że się go boją...!!! No cóż - nie znam osoby wśród naszych działkowców, która go nie zna...

Jak sytuacja wygląda teraz? Od jakiegoś czasu ma dzieciatą kobietę, na działki przyjeżdża z nią i okrutnie zastraszonym psem. Gdy jest trzeźwy mnie ignoruje. Może ze wstydu, może mnie zwyczajnie nienawidzi. Mnie i innych roszczeniowych sąsiadów, bo nie tylko ja z nim prowadzę wojnę. Jak zaczyna pić... dramat... Drze się, odgraża, rzuca takimi przekleństwami że naprawdę trudno udawać przy dzieciach, że nic się nie stało.

W sobotę popili sobie z koleżką. Najpierw pokłócił się z kobietą, potem tradycyjnie włączył na cały regulator ostrą dyskotekową sieczkę ("jazdaaaaaa") wylazł na balkon i zaczął wychwalać Dudę (tak tak, ma bardzo starannie nie-ukrywany żal do przeciwników prezydenta). Między krzaki i rabatki leciały różne kurwy i pizdy, w takich zestawieniach że naprawdę można by napisać słownik nowoczesnego bluzgania. A my co? A my akurat czekaliśmy na gości...

Tak się złożyło, że gdy goście dotarli i poszłam otworzyć im bramę, nasz uroczy sąsiad pluł jadem przy swojej furtce. Zwróciłam mu więc uwagę na język i muzykę. I się zaczęło. Tak źle jeszcze nie było, a bywało różnie (raz mu nawet korki wyłączyliśmy, he...). 

Ka. stanął oczywiście w mojej obronie, niefortunnie akurat trzymając na rekach Em. Baaardzo inteligenta dyskusja wyglądała mniej więcej tak:

Ja - Be. weź trochę spasuj z językiem, co? I muzą. Noś kurcze tu są też inni ludzie, małe dzieci...
Be. - Oho, widzę, że przyjechałaś...
Ja - Ja to raczej słyszę...
Be. - ...idę wziąć nervomix bo znów zaczynasz ględzić.
Ka. - Lepiej pavulonik se weź.
Be. - Ja mogę robić co chcę!!!
Ja - Nie, nie możesz. I ścisz tą muzykę.
Kol(eżka) - Nie ma 22giej! Możemy sobie grać!!!
Ja - Nie, nie możecie. Zakłócacie spokój.
Kol. - Nie możemy??? To jego działka!!!
Be. - Odpierdol się ode mnie!!! Muzyka jej przeszkadza, bo sama nie wie na co ma dzieci chore. Krzyczą tylko, wszyscy krzyczą, a ja mam być cicho. Nie będę cicho!!!!
Kol. - No!!
Ja - Nie drzyj się tak, bo naprawdę wystarczy jeden telefon i ci zaraz udowodnię, że będziesz cicho...
Ka. - Weź chłopie trochę wyluzuj...
Be. - Chcesz się bić??!! Mam do ciebie wyjść??!! No dawaj!!!  Już idę!!! Ty brygadzisto zasrany!!!
Ka. - Tak??? Takiś mocny w gębie???
Kol. (przytrzymując sąsiada) - Nie, no daj spokój, choć już.
Be. - To nie moja wina, że ona jest gruba!!! A ty cały czas jedziesz piłą spalinowa!!!
Ja - ????
Ka. -????
Sąsiad rzucał się okrutnie, koleżka go trzymał, teściowie zgłupieli, Em. kurczowo siedziała na Ka., a eL. pobladła ze strachu. Na szczęście kobieta sąsiada nagle wyskoczyła zza rogu:
- Ty idioto, ty pijaku, zamknij się!! Wracaj do domu kretynie jeden!! Nie dyskutujcie już z nim, proszę was, on jest pijany. Nic do niego nie dociera. Zaraz ściszymy. Zamknij się wariacie, chlejusie ty. Siadaj tam, cicho bądź!!! Imbecylu jeden!!! (itp. itd).

Zdenerwowałam się strasznie. Chciało mi się i bić po mordzie i płakać ze strachu. Raz, że to kretyn kompletny i z roku na rok jest gorzej, dwa, że były przy tym nasze dzieci i teściowie. I o ile teściowie (sami mieszkając w pobliżu patologi) sprawę wzięli na spokojnie, o tyle dzieci - a szczególnie eL. - mocno to przeżyła a potem i odreagowała...

Rzecz jasna jak tylko ulokowaliśmy teściów na trawce wybraliśmy się do przedstawicieli zarządu działek. Mój sąsiad przyjął na klatę już wiele skarg od różnych sąsiadów, w ogóle nie powinien się na działkach pokazywać - a mimo to nadal przyjeżdża i nadal urządza przedstawienia. Poszliśmy więc naskarżyć. I oczywiście, jak to zazwyczaj bywa w takich sytuacjach, nikogo nie było...

Wróciliśmy więc na działkę, a tam tradycyjnie sąsiad ochłonął, wylazł na taras i zaczął drzeć papę na cały sektor:
- Ola!!! Ja cię przepraszam!!! Już będzie cicho!!! Już się będę dobrze zachowywał. Ola!!! Będzie cicho aż do niedzieli. Ola!! Nie, będę cicho do poniedziałku!!! Ola!!! Przepraszam!!! I będzie burza!!! Ale to już nie moja wina!!! Ola!!!

Faktycznie, do poniedziałku był spokój. Dziś - we wtorek - jestem już w mieście więc kto wie co tam się wyprawia...

W między czasie podjęliśmy pewne środki prawne, ale o tym napiszę za jakiś czas. Narazie sprawa jest w toku. Dla wszystkich ciekawskich na pewno powstanie część druga tej historii...

Że też ja nie mogę mieć normalnych sąsiadów. Bądź też byłych obiektów westchnień... Ech ech... 

A. I faktycznie. Była burza. 
A nawet dwie....!


8 komentarzy:

  1. Współczuję.....
    Siostra miała sąsiadkę, którą uważała za przyjaciółkę, do czasu az ta gdy siostra nie mogła odebrac telefonu (ma dwóch synów! i wieczny harmider) sąsiadka się obrażała i wygadywała jej od najgorszych. Z mężem się kłóciła tak, że cały blok ją słyszał, a siostrze mojej groziła kuratorem jak ta czasem na chłopców się uniosła-mieszkały przez ścianę ,a w bloku jak na działace-niesie się :) Także nie tylko ty masz upierdliwych sąsiadów, jeśli cię to jakoś pocieszy :)
    PS ja też uwielbiałam to bieganie po dworze w czasach podstawówki!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, znam to - nasz sąsiad w bloku też już nam kilkakrotnie dał do zrozumienia, że on wyraźnie słyszy jak dzieci krzyczą i płaczą, przez komin wentylacyjny. Z tymi sąsiadami to tak naprawdę nigdy nie wiadomo...
      Ps. Nasza "stara" podstawówka to nie to samo co teraz, he he ;) Ale córkom dam do przeczytania pamiętniki dopiero jak same wyjdą za mąż :P ;)

      Usuń
    2. Oj ja moje pamiętniki wyrzuciłam :)

      Usuń
    3. He he, pozbyłaś się dowodów ;) ;) ;)

      Usuń
  2. Miło nie jest, a takie dialogi i tacy sąsiedzi bywają też na osiedlach...do lasy zamieszkać czy co?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to bym do lasu wywiozła tych wszystkich upierdliwych i chamskich sąsiadów właśnie. Niech sobie bluzgają do sosenek i innych świerków. A w przypływie niepohamowanej adrenaliny niech się zmierzą z niedźwiedziem, przykładowo...

      Usuń