Mamy właśnie weekend kończący fatalny tydzień - Em. przechodzi zapalenie płuc, eL. miłosiernie skończyła na oskrzelach. Do tego wczoraj był piątek 13-tego (czyli jakby w temacie pecha) i moje zupełnie nie-fajne zdarzenie drogowe (jak mniemam ślepa baba zajechała mi ostro drogę, przez co drastycznie podskoczyła mi adrenalina, potem równie drastycznie spadła, tak więc dziś chodzę po ścianach) (jakby co skończyło się na strachu i krawężnikowaniu, uffff).
Tak czy owak, tydzień (chwała Bogom wszelakim!!!!!!) na szczęście się kończy, baby zdrowieją, mąż mi umył okna (LOVE, że ho ho), ja odpoczęłam sobie w pracy i mam zdecydowanie lepszy humor - to i Wam opowiem coś śmiesznego :) a jednak w pechu pozostającego ;)
Jakiś czas przed obecnymi choróbskami (w sensie podczas majówki) nocowaliśmy którąś noc z kolei na działce. Domek na działce mamy piętrowy, śpimy na górze. My z Ka. w głównym pomieszczeniu (z którego wychodzi się na dwór), dziewczynki w mniejszym pokoiku - ściana oddziela nasze łóżka.
Baby nasze zasnęły, my zmęczeni ogrodowymi robótkami też próbowaliśmy, aż tu nagle.... No dźwięk nie do opisania!! Najpierw pomyślałam, że to któraś z dziewczyn ma zły sen czy może utknęła w poprzek łóżka. Ale dźwięk nasilał się okrutnie i w ogóle nie przypominał niczego, co znam. Nie potrafię Wam opisać uczucia, które mnie ogarnęło. I te chore myśli - że jakaś satanistyczna grupka odprawia jakiś rytuał u nas w ogródku...!
A najgorzej - że dźwięk był taki głośny i wyraźny, jakby mi krzyczano prosto do ucha. I weźcie tu wyjdźcie z łóżka!!!
No ale wzięłam się w garść, i wzięłam też męża :P i podeszłam do okna wychodzącego na taras - wprost na schody do ogródka. Podniosłam żaluzję, w tym samym momencie Ka. zapalił zewnętrzne światło i... miałam zawał...
Na przeciwko mnie, zaraz na szczycie schodów, siedział wielki czarny kot, syczał i miauczał tak przeraźliwie, jakby rzucał na mnie klątwę. Nie umiem Wam opisać tego, co gadał - ale nie były to typowe "marcowe" wrzaski. On normalnie gadał po swojemu, patrząc mi prosto w oczy. STRASZNE uczucie!
Brzmiało to mniej więcej tak: KLIK
(filmik krótki, ale bardzo oddający postać rzeczy - tylko dodajcie sobie noc, zaspanie i baaaaardzo wybujałą wyobraźnię...)
Ja w krzyk, Ka. przybiegł w te pędy, a kot dał nogę. A raczej łapę.
Pół nocy nie mogłam spać. Ja w ogóle mam kocią schizę, z powodu śmiertelnej alergii na ugryzienia/zadrapania kocie. A tu jeszcze taki woo-doo kot przyczłapał się i straszył.
Rano się okazało, że kot - w przeciwieństwie do mnie - miał super nockę. Urządził sobie posłanie w domku dziewczynek (foty domku i tarasu wstawiałam tu - KLIK).
Ka. też miał kiepską nockę - musiał mnie uspokajać, że koty tak mają (jasne...!) i że wcale nie upatrzył sobie mnie.
Taaaa.... następnego dnia na spacerku kolejny (może ten sam??) czarny kocur stanął na mojej drodze. Na szczęście zamiast rzucać kocie przekleństwa, owinął się mi wokół nóg i poszedł sobie w świat.
Brrrrr........
oj tam, u mnie to samo robią lisy... doprowadzając psy do palpitacji serca :D
OdpowiedzUsuńO matko, lisa to bym z pewnością nie przeżyła!! ;) ;)
UsuńNo powiem Ci, że przed laptopem, to było śmieszne, ale w nocy wyzionęłabym ducha, słyszałam nie raz kocie marcowanie, ale takie dźwięki to dla mnie nowość. Nocy nie zazdroszczę.Jedyny plus jest taki, że nie był to niedźwiedź!
OdpowiedzUsuńPozdrowienia dla dziewczynek:-)
He he :D
UsuńAle jak tak teraz o tym na spokojnie myślę, to... no chciałabym zobaczyć takiego niedźwiedzia jak się wciska w domek dziewczynek ;) ;)
Pierwszy raz i ja ostatnio słyszałam takie marcowanie !. Dodam że u nas też jakoś się trzymają choroóbska .
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i zapraszam !
http://gabrysiowetestowaniee.blogspot.com/2016/05/cos-da-maego-eleganta-suavinex-woda.html
Oj, to nie zazdroszczę. Jednego i drugiego...!
UsuńAle miałaś przygodę! Nie zazdroszczę :)
OdpowiedzUsuńSzkoda, że od podwyższonego tempa się nie chudnie (a przynajmniej nie jakoś znacznie :P), he he he ;)
UsuńOj zawalik murowany :) Współczuję :)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Do tej pory wszystko na działce zostawialiśmy w ładne noce po prostu na tarasie (domek, koc, materac na ławce bujanej itp) - jak pomyślę ile kotów z tego korzystało oddając się swoim harcom....!!!!
Usuń