Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 26 lutego 2017

Nigeryjska mafia - w życiu i w książce

Zakładam, że każdy z Was miał kogoś w rodzinie, wśród znajomych (albo może nawet osobiście Wam się to przytrafiło??), kto dostał bardzo interesujący list/e-mail o niesamowitej wygranej/spadku/darze losu. Bądź też list/e-mail bardzo smutny, dramatyczny, z krzykiem o pomoc. W każdym z tych przypadków chodzi o pieniądze. I jest to gigantyczny mafijny przekręt, bardzo karany w Nigerii z paragrafu nr 419…

niedziela, 8 stycznia 2017

Zapiski babci / Zapiski dziadka (wyd. Zakamarki)

Macie już prezent dla babci i dziadka? Ich dzień jest tuż tuż!! Jak nie macie, to polecam szybko nabyć świetne książeczki - pamiętniki, poświęcone własnie im! Dla każdego po jednym 😁👵👴


czwartek, 3 marca 2016

Em. nie chce iść spać!

Rozbawiło mnie dziś moje młodsze dziecko. A co tam, opiszę Wam :)

Na popołudnie mieliśmy u nas babcię - ja musiałam wyskoczyć na zebranie do przedszkola. No i rozbrykały się z babcią moje baby. Em. w dodatku odkryła, że już jest na tyle duża aby się wdrapywać na krzesełko. Jak i również odkryła bezpieczne schodzenie z niego. Strasznie jej się spodobała ta aktywność fizyczna, przez co była ruchomo nie do opanowania. Rozumiecie - niby grzeczna i kochana, a normalnie małe tornado. 

Miałam nadzieję, że kąpiel ją trochę uspokoi i przygotuje do snu, ale gdzie tam... Co prawda piżamę dała sobie ubrać bez żadnych nadprogramowych akcji, lekarstwa zjadła łakomie jak zawsze, ale na łóżko się wypięła - wręcz dosłownie. 

U nas wieczorem czytamy dzieciom bajki. Em. już jest zapakowana bezpiecznie do łóżeczka (bo chce nadgorliwie przewracać strony), a eL. siedzi na poduchach/maskotkach pod łóżeczkiem z jakimś dorosłym no i czytamy sobie. Dziś babcia postanowiła zostać na czytanie, więc ona została dorosłym zalegającym na podłodze :) 

A Em. co? Zamiast ładnie pić mleczko i oglądać obrazki - rzucała babci na głowę wszystkie osobiste misie. Potem się tych misiów intensywnie domagała. Gdy w końcu zostały jej (chwilowo) zabrane, w ramach protestów zdjęła piżamę i zakopała ją w kołdrze. I w samych pieluchomajtkach zaczęła sobie stawać na głowie (mówiłam - dosłownie wypięła się na łóżeczko...!).

Wpakowałam ją z powrotem w piżamę (strasznie to ciężkie, gdy się pakunek ugina pod wpływem histerycznego śmiechu), wcisnęłam butlę i kazałam spać (bajka w między czasie dobiegła końca i babcia się ewakuowała). Na to ona sru butelką (i ja się dziwię skąd mamy takie zacieki na ścianie...?) i zaczęła wychodzić tyłem z łóżeczka. Szkoda tylko, że zapomniała o szczebelkach... W rezultacie utknęła z nogami poza łóżeczkiem i nawet nie mogłam jej początkowo pomóc - uparcie nie chciała swych dorodnych kończyn wsadzić z powrotem...

No a potem to się jeszcze przeszłam kilka razy podać jej smoczka...

I przeproszoną butlę z mlekiem...

I oddać misie...

I w końcu utulić do spania...

No bo przecież kocham ją szalenie!!

I tylko w głowę zachodzę, jak eL. może przy tym wszystkim sobie słodko spać... Nawet brewka jej nie pyknie - nie wzrusza jej żaden hałas made by siostra. Szok!

Zdjęcie z innej nocnej akcji. Ale i łóżeczko się zgadza. I pakunek ;)

sobota, 27 lutego 2016

Dziecko w szpitalu - jak się przygotować na pobyt?

Tak się niefortunnie złożyło, że dwie bliskie mi osoby, dzień po dniu, dostały przykrą wiadomość - ich dzieci są na tyle chore (oskrzela/płuca), że muszą iść do szpitala. Obie to dość dzielnie przyjęły, jednakże jak to w takich sytuacjach bywa, zaczęły gorączkowo myśleć - co ze sobą wziąć? Co będzie mi potrzebne?? Jak się przygotować??

Miały na tyle szczęścia, że nie wzięto ich dzieci od razu do szpitala, karetką (mnie to raz spotkało - zero czasu na przygotowanie siebie i podręcznego dobytku...), więc zanim zniknęły w mrocznych czeluściach oddziału dziecięcego zdążyły do mnie zadzwonić, po szybką poradę - jak się przygotować?? Właśnie...

Nikomu nie życzę, aby jego dziecko trafiło do szpitala!! Jednak nie oszukujmy się - może to spotkać każdego z nas - rodziców... Dlatego proponuję wpis na temat pierwszej pomocy przy pakowaniu siebie i dziecka na dłuższy pobyt w szpitalu. I serdecznie zachęcam innych rodziców "po przejściach" do pozostawienia w komentarzach swoich porad, sugestii, wskazówek i wniosków. Ułatwmy innym życie!!



UBRANIE
Nie wiem jak jest we wszystkich szpitalach, ale myślę, że obowiązują jakieś odgórne przepisy dotyczące temperatury na oddziałach dziecięcych (czy też w ogóle). Ja byłam na OIOMie i Pulmonologii z Alergologią (tak w skrócie) i było masakrycznie gorąco!!! A jednocześnie - jak robiono (w końcu) wietrzenie - masakrycznie zimno. Domyślam się, że latem to jednak nie grzeją, jednakże proponuję wziąć ubrania i dla siebie i dla dziecka "na cebulkę". To znaczy nie grube dresy i piżamy, ale raczej coś cienkiego plus dodatkowa bluza czy sweter. Będąc w szpitalu w styczniu, gdy na zewnątrz były przymrozki, my czasem na oddziale miałyśmy jak w saunie... 
Inna sprawa, to długość rękawa i jego szerokość w bluzce dla dziecka. Nie patrzę tu na ewentualne gipsy czy opatrunki, ale na zwyczajny... wenflon. Proponuję, szczególnie u małych dzieci, bluzki z długim, cienkim rękawem z szerokim mankietem. Raz, żeby wygląd wenflonu nie raził dziecka (Em. uporczywie chciała go sobie wyjąć), dwa, żeby był do niego łatwy dostęp. 
I pamiętajcie o ubraniu i bieliźnie na zmianę. Temperatura, nerwy czy ciągłe "skakanie" przy dziecku powodują, że się pocimy. Natomiast różne zabiegi, złe samopoczucia i ogólna sytuacja mogą spowodować, że ubranka naszych dzieci (i nasze...), chcąc nie chcąc, będą wysmarowane krwią, smarkami, mlekiem, jedzeniem, maściami i innymi różnościami. A na pranie i suszenie na oddziale personel nie zawsze patrzy przychylnie...
No i wiecie - niech to będzie ubranie wygodne. Miniówka jakoś średnio się sprawdza w warunkach szpitalnych...

OBUWIE
Poważnie, weźcie dla siebie wygodne papcie, trampki czy klapki. Raz, że są oddziały gdzie nie wolno paradować w butach "z zewnątrz", dwa - temperatura może dać Wam w kość (a w sumie to w stopy). No i przy ruchliwych dzieciach jest się jak nachodzić.
Dodatkowo, jeśli nocujecie w szpitalu i nie macie możliwości powrotu do domu na "odświeżenie się" pamiętajcie o obuwiu pod prysznic. Nie mogę powiedzieć - nam się trafił naprawdę czysty oddział! Ale ponownie - nie oszukujmy się - różnie jest i ze szpitalami i z ludźmi używającymi prysznica...

SPANIE
Nie wiem jak jest wszędzie - moja Em. miała za każdym razem swoje małe łóżeczko szczebelkowe, a ja (rodzic) mogłam spać z dzieckiem w pokoju, na specjalnym rozkładanym fotelu. Był mega wygodny do siedzenia, ale paskudny do spania... Do tego dano mi koc w poszewce. I już. Tak więc szybko donieśliśmy sobie poduszkę, dodatkowy koc i karimatę, żeby spać na podłodze. Nikt nam nic nie powiedział. Koleżanka z sali obok normalnie miała dmuchany materac, który w ciągu dnia stał schowany za szafą. I też było ok.
Łóżeczko dziecka miało prześcieradło i kołdrę. Bez poduszki. Więc jeśli jakiś bobas potrzebuje jej do spania, to proponuję zabrać z domu. Wzięliśmy też dodatkowy kocyk, ale bardziej się przydał do odsłonięcia Em. przed światem (powiesiliśmy go na barierce łóżeczka), co by mogła spokojniej spać.

HIGIENA
Jeśli zamierzacie zostać z dzieckiem na noc, na dzień, na całą dobę, na dłużej - zabierzcie ze sobą wszystko! Mydło, szampon, żel, pastę do zębów, antyperspirant, kosmetyki do makijażu, krem nawilżający (!) itp. - szpital to nie hotel. I dla dziecka oczywiście też!! Plus wszystkie pieluchy, chusteczki nawilżające, maście do dupska, przybory do włosów. Na oddziale noworodkowym owszem - mogliśmy być nieprzygotowani. Tu nikt nam nic nie da. Tak więc bierzemy całą naszą łazienkę i toaletkę.
No i ręczniki! Dla dziecka koniecznie, dla siebie jeśli zamierzacie się kąpać w szpitalu. 

ZABAWKI
W naszym szpitalu są sale dla dzieci - świetlice. Mają tam zabawki i książeczki dla dzieci. Ale... czy naprawdę chcemy chodzić z naszym chorym (a już w ogóle - zdrowiejącym!!) dzieckiem w to urocze wysiedlisko zarazków?? No właśnie... Dlatego też nie zapomnijcie wziąć ulubionych zabawek dla dziecka. Może tylko zostawcie w domu te najbardziej hałaśliwe - inni rodzice mogą w nerwach Wam tą zabawkę wyrzucić za okno ;) ;) 
Ja ostatnim razem miałam nawet wózek dla lalek, przy którym Em. uczyła się chodzić. Mały niewypał, bo jak tylko go jej przyniosłam założyli jej wenflon w stopę i nie za bardzo mogła chodzić. Tak czy owak - mimo moich obaw - nikt nie narzekał, że organizuję czas dziecku w sali. Bo po korytarzach z tym wózkiem to już bym nie wędrowała...

JEDZENIE I PRZYBORY DO
Nie wypowiadam się za tych, którzy chore dziecko mają za granicą. Ale u nas - w Polsce - wiadomo jak jest z jedzeniem... Dla przypomnienia, ja sama przeszłam baaardzo interesującą "pogawędkę" na temat diety szpitalnej Em. (KLIK). Dlatego też - zaopatrzcie się w prowiant, w tym kawa, herbata, cukier i sól!! Jak nie dla dziecka (bo na przykład jest jeszcze na cycu, albo z powodu choroby musi mieć tylko kroplówki) to z pewnością dla siebie. Na naszym oddziale była ładna mała kuchnia do użytku rodziców, łącznie z talerzami, kubkami, sztućcami itp. Lodówką, mikrofala, kuchenka, czajnik - takie rzeczy. Problemem jednak było miejsce spożywania - no bo przecież nie na sali. Teoretycznie - bo w praktyce żadnej z nas - Mam - to nie przeszkadzało. Personelowi już tak...
Dobrym pomysłem jej wzięcie termosu, żeby przygotować sobie herbatkę czy kawkę na potem. No bo wiecie - z chorym dzieckiem czasem trudno iść do wc, a co dopiero zrobić sobie coś do picia...
Na wszelki wypadek proponuję też wziąć jakiś kubek i łyżeczkę, jakiś scyzoryk. Szczególnie jeśli nic nie wiecie o szpitalu. Albo znacie jego kiepską reputację...

INNE
Kto ma telefon? Wszyscy, he. Tak więc ładowarka! Często się o niej zapomina w nerwach.
Coś do pisania plus kartki.
Coś do czytania dla siebie (naprawdę polecam - jak już opadną nerwy może zacząć się Wam nudzić...)
Ewentualne poprzednie wyniki badań/wypisy dziecka (ja mam wszystko w jednej teczce z książeczką)
Tablet, laptop.... hm... z tym różnie... Wszystko zależy od oddziału na jakim jesteście i czy jest tam aparatura medyczna na stałe podłączona do dziecka... Bo wtedy - teoretycznie - nie można używać swoich sprzętów elektronicznych...
Pieniądze w gotówce - na jedzenie w barze czy też absurdalną opłatę za szpital...
Własne dokumenty!!!!!
Stopery. Jeśli dziecko nie wymaga uwagi w nocy polecam korki do uszu.... 
I jeszcze ewentualne własne lekarstwa. Gdy zaczynamy martwić się o dziecko czasem zapominamy o własnym zdrowiu...


O czymś zapomniałam....?

poniedziałek, 21 grudnia 2015

Grudniowe wyznania

Dostałam dziś propozycję świątecznej zabawy ze strony tygrysiaki.pl (pamiętacie "Złote myśli"??) i tak sobie myślę - a co tam! Zabawa wędruje od bloga do bloga, trafiła do mnie, więc dalej puszczę ją w świat :)

Zasady są bardzo proste - zaraz Wam tu odpowiem na kilka pytań. A poniżej i Wy możecie się ze mną (i światem) podzielić tym, co Wam na sercu leży :D :D


1. Najbardziej lubię w świętach...
PREZENTY!!! Zdecydowanie!!! Ale nie tylko dostawanie (choć owszem - uwielbiam), ale mam też sporo radochy z ich dawania. Jestem maniaczką prezentową - zawsze mam wrażenie, że mam ich (dla innych) za mało... (bardzo współczuję naszemu tegorocznemu Gwiazdorowi - będzie miał co dźwigać...)

2. W świętach nie lubię...
"Dwunastek" Ka. I "nie lubię" to naprawdę mało powiedziane!! Fakt, że on ich nie lubi jeszcze bardziej wcale mnie nie pociesza...

3. Moja ulubiona potrawa wigilijna to...
I tu mamy swojego rodzaju klops, bo ja jestem 100 procentowo mięsożerna... Kochałam pierogi mojej babci, ale od dawna już ich nie ma, więc teraz zawsze czekam na... deser :D :D I kwas chlebowy :D :D - ale nie wiem czy to się liczy jako potrawa :P

4. Mój ulubiony świąteczny wypiek to...
No własnie - od razu lepiej :D Makowiec!! Ale musi być mokry. I babka migdałowa z pracy mego lubego - mniam :D :D

5. Trzy świąteczne sytuacje, które utkwiły mi w pamięci...
- wcinanie ciasta i picie herbaty z termosu podczas pasterki... (prowadzeni scholi miało swoje przywileje ;))
- święta w USA - trzeba było czekać na prezenty do następnego rana - buuuu..... 
- wspomnienie z każdych "młodzieżowych" świąt - rozpakowywanie prezentów a potem zarwanie nocki z siostrą i najnowszą grą/dodatkiem Simsów... Ech - te emocje, gdy komputer odmawiał posłuszeństwa...!!

6. Książka którą kojarzę ze świętami...
Na dzień dzisiejszy foto-książka, którą w tajemnicy zrobiłam dla teściów z ośmiorgiem ich wnuków (i ich zdjęciami, rzecz jasna), i zostanie im dostarczona prościutko pod choinkę. A wyszła bosko!!

7. Pod choinką chciałabym znaleźć...
Nowy portfel - bo mi obecny zeżarła Em. I dolary w nim (Euro???)... bo Chiny tuż tuż :D :D

KONIEC !

No i teraz nominacje.... ;)
Serdecznie zapraszam do zabawy Was - a nuż Wam się spodoba :)

A z blogów, bardzo proszę: 
Będzie Czytane - może napisze, a potem... przeczyta? :)
Bieg Gosi przez życie - na poprawę humoru :)
Dwie Twarze Matki - jej odpowiedzi na pewno będą szczere!!

wtorek, 1 grudnia 2015

To znów ta wredna małpa - migrena...

Już kilka dnia temu zaczęła się bezczelnie skradać. A wczoraj osiągnęła apogeum swej wrednoty... Siekło mnie na wieczór po całości. Ledwo widziałam, słyszałam niestety o wiele za dużo, no i te okropne mdłości... I ból głowy!! Jakby mnie zaraz miało rozsadzić gdzieś nad okiem.

Ostatni taki mega atak miałam jeszcze w ciąży Em. Oprócz tego co powyżej zaczęło mi drętwieć ciało i dostałam afazji. Koszmar w ogóle, ale w ciąży... no wpadłam w histerię. Skończyło się wezwaniem karetki i solidną kroplówą na neurologii. I niczym więcej, na szczęście. Nawet do domu mnie po kilku godzinach puścili (czasem ma się to szczęście, że mieszka się 5 minut od szpitala... a nawet dwóch ;) ).

Tym razem - o jak dobrze - w ciąży nie byłam i łyknęłam co trzeba. Nie powinnam, bo dziś z rana miałam testy alergologiczne nr 2, ale cóż - gdybym nie łyknęła, to bym eksplodowała na pewno. Tym bardziej, że Em. miała fatalną noc (biedaczysko) no i musiałam sprostać wyzwaniu noszenia, tulenia, uspokajania... Jak to było? Mamy nie biorą zwolnienia, czyż nie? Ech...

Dziś obudziłam się spóźniona, musiałam eL. zeskrobać z łóżka (opierała się jak nigdy - stres przedtestowy), dostarczyć Em. na zastrzyk, wrócić do domu, ogarnąć co trzeba no i zasuwać na te testy... A wszystko to z tą zołzą, dyszącą mi gdzieś za uchem. Że zaraz znów mi uprzykrzy życie... Jazda na badania - koszmar!! Dobrze, że MZK strajkowało - przynajmniej nie wpadłam pod koła jakiegoś zestresowanego kierowcy autobusu... 

Testy wyszły elegancko. To znaczy eL. prawie nic (ufff), ja prawie wszystko na maksa. Dostałam taki rumienie, że w sumie zlały się w jedno. A bąble jak po użądleniu jakiegoś robactwa. No i wyszły z tego dwie sprawy:
- zostałam w tempie ekspresowym zapisana na odczulanie (minimum 3 letnie - trawy, zboża, brzoza póki co)
- na lekarstwa i "szczepionki" wydałam w aptece około... 400zł...!!!! Poważnie. Nie kłamię. W tym roku wszystkim popakuję do butów na Mikołajki po jakimś leku... ja chyba wystawię kozaki...

W takiej sytuacji ta wredna małpa tylko zacierała rączki - stres i zmęczenie to najlepsza pożywka dla migreny...

Nie dałam jej jednak szans znów wybuchnąć. Wzięłam się, zaaplikowałam co trzeba i poszłam spać. Teraz jestem troch wczorajsza (też tak macie jak śpicie w dzień?) ale przynajmniej nie umieram!


No i Em. przestała chrumczeć jak prosiaczek. I ma nowy objaw - wcale nie chce spać. Jak to piszę jest po 19stej, ona obudziła się gdzieś koło południa i ani myśli się położyć. Siedzi z Ka. i eL. i czytają sobie na dobranoc. Naprawdę dziwna ta choroba...

poniedziałek, 30 listopada 2015

Tydzień z zastrzykami

To tyle na temat dziwacznych objawów Em. - niestety, znów zapalenie oskrzeli, zastrzyki i przymusowe siedzenie w domu (choć wynegocjowałam, że możemy chociaż rano się wybrać na zastrzyk do przychodni, żeby w domu nie zarosnąć grzybem...).

Trochę miałam nadzieję na tą wiotkość krtani, bo z tego po prostu się wyrasta i nikt nikogo nie kłuje przez pięć dni w dupsko... No ale charczenie przy wiotkości jest dużo gorsze, a Em. tak na "lajcie" jakoś. W ogóle broi jak pijany zając i doktórka trzy razy ją oglądała/osłuchiwała bo sama była zdziwiona.

Z rozpędu dostałyśmy też skierowanie do alergologa, bo naprawdę podejrzane to zapalenie. Raz, że tak szybko wróciło, dwa, że prawie bezobjawowo. Całkiem dobrze się składa, że idziemy jutro z eL. na testy nr 2 - i tak musimy zahaczyć o rejestrację.

Teraz najbardziej boję się astmy oskrzelowej... Nawet nie chcę o tym myśleć...!!

I wkurzyła mnie pielęgniarka co przyszła wieczorem do domu. Jestem już strasznie zmęczona tymi choróbskami, okropnie martwię się o dziewczynki, tak bardzo współczuję Em. że musi ciągle walczyć z bólem (a powinna walczyć tylko o zabawki, na przykład...), a ta mi zaczyna opowiadać (pielęgniarka w sensie), jakie te zastrzyki są straszne, bolesne i w ogóle dramat, że "nawet sobie pani nie wyobraża". Akurat potrafię sobie to wyobrazić bardzo dobrze. Raz, że przeżyłam dwa porody naturalne, dwa, że przeżyłam pozabiegową depilację w nosie, na żywca - naprawdę nie wiem, co było gorsze...

No nic... Coś jednak dobrego z tego wyszło: tak strasznie się denerwowałam tą podejrzaną chorobą Em., że w nocy nie mogłam spać. By nie tracić nocki na samo czuwanie pochłonęłam najnowszą książkę Małgorzaty Musierowicz - o matko, jak bardzo polecam!!!! Nektar dla duszy i serca!!! 

niedziela, 8 listopada 2015

A miało być tak pięknie...!

Sprzedaliśmy dziś nasze starsze dziecię dziadkom na noc. Myśleliśmy sobie: "Em. pójdzie spać, my sobie obejrzymy Mam Talent, potem jakiś film, ja w między czasie popracuję nad blogiem/albumem, Ka. odpocznie jak bądź przed nadchodzącymi dwunastkami..."

Na-iw-ność!!!

Bo Em. poszła spać, ale zaraz potem wstała. Nie specjalnie, biedulka, ale choroba nie odpuszcza i męczy ją okrutny kaszel. Więc kaszle, przebudza się, marudzi, jest niespokojna i - no cóż, taka rola rodzica - trzeba jej pomóc. Więc nosimy ją na zmianę, pocieszamy, utulamy, uspokajamy, śpiewamy, kołyszemy itd. W sumie to obejrzała z nami film, bo jakoś nie chciała się z tym jęczeniem wpasować w reklamy... A film był fajny i się wciągnęliśmy. Ona zresztą też - na lepszych akcjach z wrażenia zapominała jęczeć!

I tak sobie myślę, że eL. to miała nosa! Poszła sobie z wielką radochą spać do dziadków, ma swój pokój, swoje łóżeczko i święty spokój... Wyśpi się za wszystkie czas. Szczęściara...!!!



Ps. W między czasie udało mi się założyć stronkę, na którą czaiłam się od jakiegoś czasu. Serdecznie na nią zapraszam: Kobieca Myślodsiewnia czyta... Enjoy!! :D

środa, 7 października 2015

Odrobina radości - dla równowagi!

Nie byłabym sobą, gdybym nie fochowała, marudziła i narzekała - to takie drugoplanowe hobby, tak myślę. Jednak cieszyć się też umiem!! Nie wierzycie? Bardzo proszę, oto przykłady na to, co obecnie mnie cieszy:

- Cieszy mnie, że założyłam sobie bloga. A nawet kilka ;)
- Cieszy mnie, co za tym idzie, każdy komentarz, like czy plusik.
- Cieszy mnie, że zazwyczaj moje dzieci nie robią scen przed pójściem spać.
- Cieszy mnie każde pół kilo które zrzucę!!
- Cieszy mnie każdy mięsień, który wytworzę (no ej, na pewno już się jakiś pojawił!!)
- Cieszy mnie, że moja alergia skórna jest w - uwaga!! - utajnieniu! (poważnie, tak mi profesjonalnie rzekła dermatolog!) (może wie, że czytam teraz książkę o szpiegach..?)
- Cieszy mnie, że moja patologiczna sąsiadka zza ściany dostała przymus wyprowadzki, co też nastąpiło!! (to temat na mega siarczysty wpis)
- Cieszy mnie kupowanie i budowanie z klocków "lego" :D :D :D
- I cieszy mnie, że eL. też ma z tego frajdę.
- Cieszy mnie, że mamy takie miłe panie w ZUSie, przez co ta bieganina za becikowym (i nie tylko) staje się o wiele mniej uciążliwa (naprawdę, wiem co piszę, trochę czasu w ZUSie ostatnie spędziłam...).
- Cieszy mnie, że już się zaczął kolejny sezon "Kości". I "Skandalu". I "TWP". I "Grimm" lada dzień...
- Cieszy mnie czytanie !!! (to akurat temat na kolejnego bloga.... całego... hm...)

No i cieszy mnie pełen zestaw drobiazgów, chwil i ciągłości związanych z moimi domownikami - tudzież rodziną (kurzowe kotki do niej nie należą, mimo że się zadomowiły na całego...), ale... to chyba oczywiste??!? :D