wtorek, 6 września 2016

Przyszło dziecko do lekarza...

Powoli rozkręcam się po wakacyjnym lenistwie, czyli co? Czyli dziś kolejna dawka naszych medycznych przygód. Historia z wczoraj, ale potrzebowałam półtorej doby, żeby do siebie dojść i nie zarzucić was samymi "k"...


Do rzeczy jednak.

Przez calutkie wakacje Em. była zdrowa. No, może z wyjątkiem mini katarku z okazji nowiutkiej górnej trójki. Ale to nic, w porównanie z astmowo-oskrzelowo-płucnym szaleństwem, którego doświadczyliśmy w zeszłym roku szkolnym. Mimo to poszliśmy na umówioną wizytę do poradni pulmonologicznej przy szpitalu dziecięcym. Raz, że skierowano nas tam po ostatnim leżakowaniu na oddziale, dwa, że czekaliśmy na nią prawie pół roku (!!!!!), trzy, że lato się kończy i nie wiadomo czy nasz chorobowy rollercoaster nie wrócić (niestety). 

Ale zanim - znów badania. To była nasza pierwsza wizyta więc kazano nam zrobić pełną morfologię, badanie moczu i prześwietlenie płuc. Chyba nie muszę tłumaczyć, że nie są to zbyt przyjemne badania dla półtorarocznego dziecka... Właśnie...

No i poszłyśmy. Tradycyjnie eL. z samego rana odstawiłyśmy do przedszkola i już o ósmej byłyśmy w rejestracji by założyć kartę. Wizytę miałyśmy odbyć w godzinach 8:00-10:00. Do gabinetu weszłyśmy chwilę przed jedenastą... 

Pal licho te mordercze godziny oczekiwania, w wąskim, dusznym korytarzu pełnym znudzonych dzieci (również mocno niepełnosprawnych) i z lekarką, która co rusz opuszczała gabinet by sobie zrobić kawkę czy skorzystać z wc. Em. była po solidnym śniadaniu, wysiusiana, w pogodnym nastawieniu - a mimo to i mi,i innym pewnie też, dała porządnie w kość...

Prawdziwy cyrk to się zaczął w gabinecie.

Pukam do drzwi, lekko je uchylam i widzę doktórkę przy telefonie.
- Można? - pytam z nadzieją. 
Doktórka kiwa głową i ruchem ręki zaprasza.
- Tak, halo? O Krysiu, to ja, ale się pomyliłam. No pa, buziaczki - mówi do słuchawki wcale jej nie odkładając. - Ale śmiesznie - zwraca się do mnie - chyba mnie tam widać? No bo skąd ona wiedziała, że to ja dzwonię? O, tu, chyba tu na wyświetlaczu - wybiera ponownie numer - o, dzwoni. Faktycznie! - radośnie świergocze - widać mój numer! To kto tu przyszedł? - w końcu odkłada słuchawkę.
- Em. Dzień dobry.
- Aha, pierwszy raz. I jak?
- No... przyszłyśmy na wizytę, bo dostałyśmy skierowanie ze szpitala...
- Aha, zapalenie oskrzeli? I jak? Zdrowa jest?
- Płuc. Teraz tak, ale bardzo długo nie była... - próbuję przedstawić historię mojego małego pacjenta - często była chora, leżała nawet na OIOMie, robiliśmy badania...
- Tak, tak... a ma pani ostatni wypis? No... wszystko ładnie.
- No tak, ale mimo dobrych wyników Em. bardzo ciężko przechodziła chorobę, ciągle była na lekach i...
- A jakie leki bierzecie?
- Takie a takie
- Oj, to źle! Nie mogę pani wypisać takiej recepty, bo ona jest za mała i nie pogryzie. To się nie zgadza ze specyfikacją leku! Musi mieć to samo tylko w saszetkach.
- Ale to nie jest refundowane... a my sprawdziliśmy i bierze ten refundowany lek bez przeszkód.
- Nie, nie. Za to mogę dostać karę. Trzeba kupić ten na 100% - i zaczyna wypisywać receptę, której i tak nie wykupię, bo mam spory zapas identycznego leku, ale refundowanego!
- Ekhm... Mam tu w ogóle badania, które kazano nam zrobić - zmieniam temat.
- Tak? - doktórka jest poważnie zdziwiona. - I co? - pyta, ledwo zerkając na wyniki.
- No... - dukam, bo powoli sytuacja zaczyna mnie przerastać. Więc kto tu jest specjalistą od chorób płuc...? - Płuca czysta, tylko limfocyty ma bardzo podwyższone. To bardzo źle?
- E tam, dzieci tak mają - wyraża swoją profesjonalną opinię.
- No to... co dalej? - zaczynam zbierać skolekcjonowane przeze mnie papiery, które zmęczona Em. w międzyczasie rozrzuciła po całej podłodze.
- A przyjdźcie na kontrolę w grudniu. Bo może jej przeszło - zaczyna myszkować w torebce. - Niech się pani tak nie spieszy, ja i tak mam teraz czas na drugie śniadanie, a przy tych pacjentach... no zjem sobie śłiweczkę - rozradowana rozkłada zawartość torebki na biurku. 

I poszłyśmy sobie. 
I rozumiecie, że potrzebowałam półtorej doby, prawda?



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz