Nie wiem czy pamiętacie - to Wam przypomnę. Pod koniec zeszłego roku (przed)szkolnego odgórnie przepisano eL. do starszej o rok grupy. Miałam z tym bardzo dużo emocjonalnych rozterek - w końcu, po wielu moich stresowych myślach, eL. poszła we wrześniu do grupy 5-latków (zamiast 4). I co? I (jak dotąd) nie żałowałam tej decyzji nawet przez sekundę! Nie chodzi nawet o znalezienie nowych koleżanek czy o bogatszy program "nauczania" - sęk w tym, że wyszło na jaw, dlaczego moje dziecko tak bardzo histeryzowało w zeszłym roku, w starej grupie... No i cóż - można tylko sobie walnąć w twarz, żeby następnym razem mieć oczy szerzej otwarte.
Nie będę Wam opisywać krok po kroku jak to się stało, że w końcu wyszło na jaw, że wychowawczyni eL. znęcała się psychicznie i emocjonalnie nad dziećmi. Ważne, że wyszło. Szkoda, że tak późno.
Bo wiecie, nawet nie o to chodzi, że Pani Przedszkolance się zazwyczaj, po prostu nie chciało - nie wychodziła z dziećmi na spacery czy wycieczki poza przedszkole (bo to stres i dzieci mają krótkie nóżki), nie prowadziła obowiązku mycia zębów (bo to również stresuje dzieci!!) a przygotowane przez nią występy dzieci były... no pożal się Boże! (pamiętajcie - mam spore doświadczenie w tym temacie).
Dodatkowo, mimo etatu przedszkolnego, była obliczona czasowo co do minuty. Jeśli miała zmianę popołudniową - czyli oddawała dzieci rodzicom - z chwilą wybicia godziny 16:30 miała już zamkniętą salę i całkowicie ubrana do wyjścia odstawiała (również ubrane w kurtkę, czapkę czy co tam miało) dziecko ewentualnie spóźnionego rodzica do szatni. I to dziecko czekało tak na swojego opiekuna nawet kwadrans... jak nie dłużej...
Niestety, było znacznie gorzej...
Pani Przedszkolanka (w wieku, jak się domyślam, przedemerytalnym - bo jest pracownikiem chronionym i nie można jej zwolnić ot tak) dzieci wyzywała od histeryków i głupców, szarpała, zamykała za karę w łazience, doprowadzała do ataków paniki, krzyków i płaczu - dzień w dzień. Zdarzało się, że dzieci ze strachu wymiotowały podczas posiłku. Nigdy nie zdarzało się, żeby je serdecznie przywitała czy przytuliła na pocieszenie.
W skrócie - jedna z zaprzyjaźnionych ze mną mam była mimowolnym świadkiem jak Pani Przedszkolanka straciła nad sobą panowanie. Owa sytuacja była lontem zapalnym - inni rodzice zaczęli wychodzić z ukrycia i opowiadać sobie nawzajem co widzieli, co słyszeli, co podejrzewają. Oj, nazbierało się tego sporo...
Może nie brzmi to tak strasznie jak historie znane z tv i gazet. Ale uwierzcie mi, to był naprawdę psychiczny terror dla tych małych istotek. I dla rodziców też - bo przecież Pani Przedszkolanka powinna na te długie godziny zastąpić dziecku mamę, tatę czy kogo tam ma jeszcze w domu.
Zresztą Pani Przedszkolanka nie terroryzowała tylko dzieci - gdyby nie przestraszone i oddane dzieciom całym sercem panie "do pomocy" pewnie nikt do teraz nie wiedziałby co tak naprawdę się dzieje za zamkniętymi drzwiami.
Piszę Wam o tym wszystkim, bo odkąd eL. zmieniła grupę CODZIENNIE idzie do i wraca z przedszkola ZADOWOLONA. No jasne, jest starsza o te kilka miesięcy, i pewnie - czasem siłą ją ściągam z wyra (piętrowego, co naprawdę jest pewnym wyczynem!). Ale jest w niej spokój i radość, ani razu nie zapłakała, opowiada co i jak z wielkim zaangażowaniem, wręcz jest dumna, że poszła do tej nowej grupy.
Tak więc wiecie - czasem warto mieć i uszy, i oczy, i intuicję bardzo szeroko otwarte. I usta - w razie potrzeby - też.
No ale obyście nigdy nie musieli!!!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz