Panie (i ewentualni Panowie - no bo kto wie??) mamy nowy miesiąc i nowe wieści w sprawach urzędowych. Normalnie padniecie z wrażenia!!!
Ale najpierw, dla przypomnienia-poczytania: odsłona pierwsza - paszportowa oraz udręki becikowe. Żeby być w temacie ;)
Już wszyscy gotowi? Zaczynamy!!
Wybrałam się dziś spacerkiem z teczusią (pełną papierów, zaświadczeń i oświadczeń) drogą usianą urzędami, i oto co ustaliłam:
Na początek - PASZPORT
Dotarłam do budynku, wdrapałam się na właściwe piętro, wzięłam numerek, przysiadłam na krzesełku na pół minuty, wyświetlił się mój numerek, wstałam z krzesełka, podeszłam do urzędniczki, ona sprawdziła moje odciski, ja sprawdziłam dane w paszporcie, złożyłam jeden podpis, podziękowałam, wyszłam z paszportem. Koniec historii. Happy End! Paszport odebrałam dwa tygodnie przed oficjalnym terminem...
Dotarłam do budynku, uff-parter, prawie z marszu podeszłam do urzędniczki (o losie - dziś aż trzy obsługiwały!!), przedstawiłam moją sprawę, pokazałam kilogram dokumentów, wypełniłam z panią to co mnie przerastało, dopisałam to czego nie zawierały papierzyska (za mało mi ich dali do domu widocznie...), wypełniłam zaległości również za mego osobistego męża, złożyłam milion dwieście podpisów (za męża też!!), poczekałam aż pani skseruje całe moje finansowe życie, wyszłam z życzeniami - od urzędniczki - powodzenia. Życzonych z uśmiechem na ustach! Czas na podjęcie decyzji (nie za bardzo wiem przez kogo??) - 30 dni roboczych. Tak więc sprawa w toku... Nadal...
A Na koniec że się udało a) szybko odebrać paszport (potrzebny do wizy - no kto by się spodziewał...?) i b) w końcu złożyć wniosek o becikowe i c) spalić trochę kalorii latając po mieście (wyrobiłam się w godzinkę - piechotką!!) (a ja mieszkam w dużym mieście!!) (i na wzgórzu!!!!!) to na deser kupiłam każdemu po omlecie. I zjedliśmy ze smakiem. I z kaloriami - a co tam ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz