piątek, 16 października 2015

Misja - PASZPORT

Nie wiem, czy wyciągnęliście to z poprzedniego posta, ale decydując się na wyjazd do Chin byłam (i chwilowo nadal jestem) bez ważnego paszportu. Po moich (nie zakończonych jeszcze) przebojach z uzyskaniem becikowego miałam jak największe obawy, a tu proszę jaka niespodzianka!!

Misja - PASZPORT

  • Z samego rana pojechałam zrobić sobie zdjęcie. Wymalowana, wypiękniona, z marszu zostałam posadzona na krzesełko i już po 15 minutach odebrałam obrzydliwe (na wprost, bez uśmiechu i mega zbliżone) elegancko przycięte foty.
  • Pojechałam do właściwego urzędu (parkowanie w mieście - masakra!!!), wypełniłam 2 (słownie DWIE) strony (w dodatku niecałe) wniosku i wzięłam z maszyny numer interesanta. Byłam następna w kolejce.
  • Posiedziałam na korytarzu z trzy minuty i wszechobecne wyświetlacze zaprosiły mnie do jednego z pomieszczeń.
  • Pani urzędniczka spokojnie i z sympatią przejrzała wniosek, zlikwidowała mój stary paszport, pomęczyła się chwilę z pobieraniem moich odcisków palców (mam koślawe linie papilarne - to chyba rodzinne) i postawiła odpowiednią pieczątkę.
  • Za usługę mogłam zapłacić na miejscu, kartą (bez potrzeby szlajania się po innych instytucjach).
  • Całość (razem ze zdjęciem i szukaniem miejsca parkingowego) trwała może z 1,5h...

Jaki z tego wniosek? 
Że o wiele prościej jest wyrobić sobie nowy dowód tożsamości niż uzyskać pomoc (tak osławioną przez władze) na dziecko, rodzinę...
Ale co się dziwić... Tu kasę dałam, a tam mam dostać... 

2 komentarze:

  1. My też nadal "walczymy" z formalnosciami o becikowe :-(
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smutne, nie? Próbuję sobie przypomnieć, czy z jakąś inną urzędową (czy w ogóle) sprawą miałam tyle problemów i papierkowego zamieszania... i nie mogę!!! Paranoja...!!

      Usuń