Mimo, że Boże Narodzenie to moje ulubione święto, wiążą się z nim rzeczy, których zwyczajnie nie dzierżę... Przede wszystkim doprowadza mnie do szału choroba, która kilka dni przed Wigilią zaczyna ogarniać dużą część kierowców... i trwa... trwa...
Już to pisałam - jestem dobrym kierowcą. Kulturalnym kierowcą!! Teraz, siedząc z chorowitą Em. może rzadziej wyjeżdżam w trasę, jednak kilkanaście dni w domu nie pozbywa mnie nagle dobrego wychowania. Może trochę mniej cierpliwa jestem... Ale w porównaniu do niektórych przedświątecznych maniaków - moja cierpliwość jest wprost anielska!
Z tej prostej przyczyny, że Ka. utknął w pracy aż do Wigilii ostatnie sprawunki musimy załatwić same z Em. (gdy eL. relaksuje się w przedszkolu). Nie przeszkadza mi tłok w sklepach (tyle nam się ostatnio porobiło hipermarketów z centrami handlowymi, że się wszyscy elegancko dzielą), ale to, co się dzieje na drogach - to jakiś obłęd!!
Mieszkam w dużym mieście - mamy sporo ulic, które zaczynają się kilkoma pasami, a kończą na jednym. A po środku - zjazd i przemiły znak "Jazdy na suwak". Niby wszystko proste - każdy gdzieś chce dojechać, samochody nie latają, więc raz ten z prawej, raz ten z lewej... Ale nie... Bo jeden chciał być cwaniak (rejestracja z mniejszego miasta niedaleko mojego) więc stanął sobie elegancko i samolubnie - niczym samotny rycerz na polu walki - na obu pasach, zacinając suwak na maksa. Mimo, że przed nim lewy pas był hen hen wolny, to nie odpuścił. Przecież on musi przejechać te kilka samochodów szybciej, przecież żaden idiota nie będzie mu się wpychał... I żadne trąbienie (nie moje) ani zwiększający się korek za nim nie zmienił go do zmiany decyzji - blokował pas z pełną satysfakcją!
O, i kolejna sytuacja - z tak zwanymi niedzielnymi kierowcami. Przyjechali do dużego miasta na zakupy - pewnie ostatni raz byli w zeszłym roku. No może na Wielkanoc... Pchają się najbardziej uczęszczanymi ulicami, kurczowo trzymając się i kierownicy (z braku wprawy), i lewego pasa (bo przecież za 10km trzeba skręcić), no i jadą maks 30km/h... Aha - i jeszcze gwałtownie hamują przed każdą sygnalizacją świetlną - na wszelki wypadek... A wszystko to w godzinach szczytu, na dwa-trzy dni przed Gwiazdką... Wgrrr... Przecież nie mogli przyjechać wcześniej (heloł - te mega promocje to dopiero w niedzielę po Świętach będą!!)...
No ale samochodowy cyrk na parkingach przed/pod/nad centrami handlowymi to już w ogóle wolna Amerykanka... Każdy parking ma swoje prawa i zasady, ale zazwyczaj są one konkretnie zaznaczone - wielkie strzałki, czerwone znaki STOPu, nakazy jazdy i inne takie, że na przykład skrzyżowania równoważne... Jasne... Przecież to jest bitwa o miejsca - a na wojnie nie ma zasad! I tym sposobem prawie miałam czołowe zderzenie z gościem z innego miasta - on miał STOP, ja refleks. Bo rzecz jasna to ogromne czerwone STOP jegomość olał kompletnie i nawet na mnie nie spojrzał - śpieszył się przecież...
Piesi też nie są bez winy - nie jestem w stanie zliczyć tych wszystkich babć i dziadków pchających się pod koła, bo przecież lecą po karpia... na złamanie karku... bo do przejścia jest o kilka kroków za daleko... Ostatnio przyłapałam nawet mojego sąsiada, który z powodu tuszy porusza się raczej wolno - wcale mu to nie przeszkadzało wleźć na bardzo niebezpieczny fragment ulicy niedaleko naszego bloku. Może myślał, że jakby co będzie miał miękkie lądowanie...?
Wczoraj wracając do domu na krótkim odcinku trasy minęłam dwie poważne stłuczki... Karetek nie było - ale szkło lśniło... Kochani kierowcy (i piesi też!) - więcej świątecznej kultury na drodze!!! Niech zadzieje się magia!!! Przecież każdy chce ze wszystkim zdążyć na czas.
Życzę Wam Wszystkim BEZPIECZNYCH ŚWIĄT!!! I tych kilkadziesiąt godzin przed nimi też...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz