... oto jest pytanie! A za co? Za szpital, oczywiście. Dziecięcy. Wojewódzki. Na NFZet...
Ja nie zapłaciłam...
Ale od początku...
Już pół roku temu, gdy byliśmy z Em. w szpitalu mało szału nie dostałam, gdy się okazało, że za nocowanie z nią (miała 3 miesiące!!) musimy wybulić 17zł za dobę...!! Ale ok, pomyślałam sobie... Pani policzyła nam za dwie doby tylko, na sali mieliśmy dość ładną łazienkę... No ok - 34zł to nie taki majątek. Jasne...
Tym razem krew mnie zalała. Stawka wzrosła do 18zł za dobę, my byliśmy od wtorku do wtorku... Łatwo sobie przeliczyć... Kwota taka, że spokojnie mogę sobie wykupić wszystkie lekarstwa z recepty i pewnie jeszcze zostanie na witaminę D3...
I tak - nie zapłaciłam. Proszę bardzo - moje argumenty:
1. Powiecie mi - podpisałaś regulamin. A o i owszem, podpisałam Wewnętrzny Regulamin Oddziału. A przynajmniej w taki miałam wgląd - leżał na parapecie. I co? I nic o płaceniu w nim nie było... Zupełne, wielkie NIC.
2. Powiecie mi - to za warunki na sali i możliwość spania z dzieckiem. Hm... Na oddziale niemowlęcym było z 12 bobasów... i jedna łazienka wątpliwej jakości... Spanie albo na mega niewygodnym fotelu, albo na podłodze. Zero posiłków i napojów - chyba że za opłatą (dodatkową, rzecz jasna...). Ok, dostaliśmy koc i poszewkę. Sztuk jedną, na cały pobyt. To ile kosztuje pranie...?
3. Powiecie mi - to za prąd. No ludzie - to już przegięcie!! W domu płacimy rachunki rzędu (dla łatwiejszego rachunku) 210zł miesięcznie. Czyli wychodzi jakieś 7zł na dzień. Gdzie mamy pełno światła, włączony komputer/telewizor/radia, chodzi pralka/zmywarka/piekarnik, używamy odkurzacza/suszarki/miksera. To ja płacę 18zł dziennie (!!!) za możliwość naładowania komórki i zagotowania wody w czajniku?!?! A nie, przepraszam, jeszcze za wypranie koca i poszewki...
4. Powiecie mi - to za możliwość przebywania z dzieckiem całą dobę. He, to sobie wyobraźcie, że ja to dziecko tam zostawiam. Ba! Że wszyscy zostawiają swoje dzieci!! Jak kiedyś (bo tak było), ale w dzisiejszych realiach.
Więc 3 pielęgniarki musiałyby ogarnąć przynajmniej 12 bobasów - chorych, przestraszonych, marudnych i płaczących. I piszę przynajmniej, bo bobasów do roczku na całym oddziale było znacznie więcej (poutykanych w części dla starszych dzieci). I nie mam na myśli zmieniania pieluch, karmienia, mycia i usypiania. Będąc tam musiałam od 3 do 5 razy dziennie chodzić na inhalacje. Chodzić na prześwietlenia i odsysania baboli z noska, badania krwi i wymazy z różnych części ciała. Sprzątać po dziecku (bo się na przykład przesiusiało albo zrzygało). Pilnować kroplówek i wenflona. I uspokajać z milion razy...! Ha, nie mówiąc o pilnowaniu, żeby Em. nie wybiła sobie zębów o metalowe łóżeczko, czego była bliska kilka razy. Gdybym przyszła na odwiedziny i moje dziecko by miało choć jeden podejrzany siniak lub zastałabym je mega brudne i płaczące - już by była awantura, na pewno bym tego tak nie zostawiła. I powiem jeszcze inaczej - na oddziale byli rodzice, co zostawiali swoje dzieci na kilka godzin. Masakra!! Pielęgniarki chodziły podminowane, inni rodzice pałętali się po korytarzach zamiast siedzieć w salach, no a same dzieci wyły wniebogłosy. Zaraz by musieli zwiększyć personel. Za 18(zł)*12-15(os) dziennie? Nie sądzę...
5. Powiedziano mi, że jak nie zapłacę, to nie dostanę wypisu... Nic podobnego! Nie dość, że dostałam elegancki wypis od samej doktor, to jeszcze od razu zapisano nas na kolejne badania. Może wtedy się upomną o kasę. Choć bardzo wątpię...
Więc nie zapłaciłam.
I już!
A Wy? Zapłacilibyście???
Zapłaciłabym jeśli warunki byłyby bardziej ludzkie. Czyli jakieś polowe łóżko przy łóżeczku dziecka, posiłki itd itd. W takiej sytuacji zrobiłabym podobnie. Trudno.
OdpowiedzUsuńOtóż to! My nawet nie korzystaliśmy z wody za bardzo. Tyle co "na siku"...
UsuńJak już wspominałam, doświadczenia mam z innego szpitala i to sprzed ponad 4 lat, ale wtedy nic nikt nie mówił o opłacie. Racja, że mąż nie dostał koca i poszewki, ale ładował nie tylko telefon, ale i przenośny odtwarzacz dvd - źródło bajek dla córki.
OdpowiedzUsuńMnie też zaskoczyłaś tą opłatą, muszę popytać znajome lekarki, może one wiedzą, skąd taki pomysł. Ja wiem, że czasem rodzice są denerwujący, bo ciągle o coś pytają (100 razy o to samo), ale, jak sama pisałaś, bez ich pomocy byłoby pielęgniarkom trudniej.
A popytaj, bom ciekawa. I ciekawa jestem, czy to tylko w tym naszym szpitalu takie cyrki, czy może ktoś jeszcze miał taką historię?
UsuńWiem, że sprawa już stara, ale pytałam lekarkę z chirurgii w szpitalu dziecięcym w Bydgoszczy. Jej zdaniem opłata się należy za zużyty prąd i miejsce do spania (chyba mówiła coś o jakimś fotelu). Mówiła, że zawsze istnieje możliwość negocjacji, gdy suma wyszła dla rodziców za duża. A potem dała upust narzekaniu na rodziców, którzy tylko utrudniają pracownikom życie, nie stosują się do regulaminu (np. wchodzą na salę z wrzątkiem i dochodzi do poparzeń), traktują oddział jak hotel itd. Ogólnie wszystko zależy od punktu widzenia a mi się wydaje, że teraz wszyscy rodzice płacą za tych kłopotliwych...
UsuńKomornika za Tobą do Chin przyślą ;P
OdpowiedzUsuńHe he. Oby to nie był chiński komornik, bo podobno oni straszni się w papierologii ;) ;) ;)
UsuńA co oni na to?
OdpowiedzUsuńA.
Hm, narazie nic. Nie chwaliliśmy się, że idziemy nie płacąc. Powiem szczerze - do końca czekałam, aż ktoś nas zatrzyma albo upomni się o dowód wpłaty. I nic... Mój tata mówi, że jakby jednak ktoś się obudził, to mam poprosić o fakturę - ciekawe co wtedy zrobią...?!
Usuń