Otóż to - siedzę i ryczę. I jeszcze piszę, bo jak nie napiszę to wybuchnę...
Em. jest znowu w szpitalu dziecięcym. Już było tak dobrze! A w nocy z niedzielę na poniedziałek dostała gorączki, katar i kaszel się nasiliły, inhalacje przestały działać... Dziś rano pojechaliśmy po wyniki testów i na kontrolę u alergologa-pulmonologa. Diagnoza - brak alergii. Zapalenie płuc - jak najbardziej... Doktórka spokojnie z nami porozmawiała, że najlepiej jest Em. wysłać do szpitala, żeby konkretnie przebadali ją pod kątem innych chorób - a konkretniej, to zrobili jej szybko prześwietlenie płuc i posiew na podejrzane i niecne bakterie. Bo podobno ostatnio stały się one bardzo popularne wśród małych dzieci - te zdradliwe bakterie właśnie.
No więc zgodziliśmy się - bo ile można się męczyć na tych cholernych antybiotykach???
Najpierw eL. oddaliśmy w ręce dziadków (wiem, że ma radochę, ale mnie się serce od razu ścisnęło...).
Potem spakowani pojechaliśmy do szpitala. Jezus Maria Chryste Panie - ile można czekać na izbie przyjęć z małym płaczącym CHORYM dzieckiem?!?! No ile?!?! Wiecie ile??? Otóż DŁUGO!!!!! Nawet się w temat nie będę zagłębiać, bo chyba z nerwów trzasnę klawiaturą o ścianę...
Przyjęli nas na oddział, na salę z podsłuchem (poważnie - cała przeszklona, a nad łóżeczkiem elegancko wisi mikrofon zbierający...). Em. wyła, a tu setny raz trzeba było wziąć udział w tym samym wywiadzie... Jakby cholera jasna komputerów i sieci tam nie mieli... Ale ok.
Co było najgorsze? Szukanie żyły do wenflonu... To jest niesamowite, jak pielęgniarki pracujące na oddziale dziecięcym mogą być nieporadne. Poważnie. Zaledwie dwa tygodnie temu Em. miała pobieraną krew do badań - elegancko, szybko, bez ŻADNEGO śladu. A tu co?? Osiemdziesiąt prób, zakrwawiony bodziak i siniak jak pięciozłotówka. Wiem, bo Em. już go wyrwała (ten wenflon cały), tak ją uwierał i bolał. Drugi zakładała jej o wiele kompetentniejsza pielęgniarka i choć opatrunek denerwuje Em. to często o nim zwyczajnie zapomina. I uff...
A teraz jedzenie. Jeszcze o tym nie pisałam w szczegółach, ale moje dzieci jedzą jak dorośli, tylko z pewnymi wyjątkami (potem Wam opiszę). Ale co najważniejsze - nie jadamy "słoiczków". Chyba że naprawdę od WIELKIEGO święta. A w szpitalu co? Dzieci do pierwszego roku życia są na diecie słoiczkowej!!! I mleka do oporu. Tłumaczę pielęgniarce, że moje dziecko pije mleko tylko na noc. I że je jak dorosły. A ona na to, że takie są zasady. I że nawet nie wie co wtedy moje dziecko pije (bo na pewno nie słoiczki... he....). Więc jej mówię, że normalnie - woda, soczki, herbatka, kompot... A ona rozkłada ręce. Uwierzcie mi - wtedy zaczęłam się śmiać. Jak głupia. Em. może i ma 11 miesięcy ale czy to oznacza, że muszę ją wychowywać (czyt. karmić) jak tam sobie ktoś niby-znawca wymyślił??? Przyszła lekarka i kazała dawać nam normalne żarcie (kolacja była wypasiony - mniam). I uff....
Zmieniam zdanie, najgorsze jednak było potem, jak Em. za nic w świecie nie mogła się uspokoić. Była głodna i zmęczona, ale mogła tylko krzyczeć i płakać. I po tym horrorze co dziś przeszła wcale jej się nie dziwię... Ka. musiał iść do pracy więc zostało jej tylko do usypiania moje ramię... dziś zaszczepione alergenami. Spuchło mi bardzo szybko (bo po szczepieniu nie wolno dźwigać 24h), więc wkrótce płakałyśmy obie... Teraz aż się boję zdjąć bluzkę - na pewno mam pięknie wyeksponowane wszystkie poszczepienne mięśnie. Bo czuję je wszystkie... Wcale nie pięknie...
Około 22 Ka. przyszedł mnie zmienić więc zostawiłam ich w męczarniach (ciągłe światło, ciągłe hałasy, zdenerwowana Em., zmęczony Ka.). Wiem, że muszę odespać i dać odpocząć ręce (nie kłamię, kurewsko boli), ale to, to już zupełnie było najgorsze... Wrócić do pustego domu. Samej. Z zakrwawionym bodziakiem w ręce.
Więc siedzę i ryczę... :(
Trzymaj się dziewczyno. Dzisiaj będzie lepiej. Zostaw tego bloga i odpoczywaj, zbieraj siły:)
OdpowiedzUsuńDzięki :) Wiesz, blog pomaga trochę zrzucić z siebie te paskudne emocje...
UsuńBędzie dobrze, wypocznięta spojrzysz na wszystko z innej perspektywy. Trzymaj się :*
OdpowiedzUsuńDzięki :) Na szczęście jakoś nam zleciał ten czas... Może już jutro wyjdziemy?!?!
UsuńTak mi Was żal, w szpitalu jest paskudnie! Byliśmy raz przez weekend. Izba przyjęć to niekończąca się historia rządzi się swoimi prawami! Już masz dosyć, a to dopiero początek koszmaru!
OdpowiedzUsuńKoszmar to jest dobre słowo. Jak już wrócimy do codzienności, to rozwinę temat. Oj, będę pluła jadem, że ho ho!!
UsuńTrzymaj się!
OdpowiedzUsuńDzięki :) Trzymamy się :)
Usuń