niedziela, 20 września 2015

Co za dzień? Co za dzień!

Czasem jest tak, że mam czas, a nie mam natchnienia. Siedzę wtedy przed kompem i... zaczynam oglądać serial ;) A czasem jest taki dzień jak dziś, że jasna cholera - żałuję, że nie mam kompa w głowie. Albo, że Wy nie macie do niego podglądu. 

Zaczęło się już od nocy, gdy nasze mega pierdzące dziecko wzięliśmy na odbąkanie do naszego łóżka. Kto nie ma dziecka ten nie wie, a kto ma... no powiedzcie sami - pierdzące dziecko potrafi rozbroić KAŻDEGO!! Szczególnie, gdy po każdym bąku zanosi się salwą śmiechu! Przy okazji Em. odkryła, że jak wyjmie sobie dyda z buzi to może go nam wkładać w usta - normalnie skręcała się ze śmiechu. I z tych emocji nie mogła zasnąć (a to już takie zabawne nie było, ponownie - kto ma dzieci, ten wie....) (żeby nie było - nie dyskryminuję Was-bezdzietnych, nocni szczęściarze!). 

No a rano zamieszanie, bo zaraz po śniadaniu dziadek przyjeżdżał zabrać eL. na niedzielę. A więc ubieranie, czesanie, śniadanie, papatki i takie tam. Pojechali, zaraz po nich Ka. wybył do apteki, Em. zasnęła a ja z powrotem do ciepłego wyra, z książeczką (tomisko okrutne, ale o tym innym razem). Czytam, czytam i nagle wrzaski jak z innego świata! Niedziela rano, no poważnie, a pod oknami zaczęła się standardowa bójka. Na początku myślałam, że to ktoś na psa krzyczy (takie nierealne to było), ale patrzę, ludzie w oknach więc i ja się wychylam. A tam normalnie, po ludzku chłopaki się leją. Niestety w kiepskim stylu (więcej mordobicia niż jakichś artystycznych wyczynów) (no może... ten co robił uniki przed resztą, to trochę magik był...) i bez walorów też - cienizna kompletna i naprawdę szkoda, że byli bez koszulek... Tak czy owak w krzykach i wrzaskach przenieśli się na drugą stronę bloku, zrobili rozpierduchę w warzywniaku naszej osiedlowej sklepowej, przybiegł kolejny, usłyszeliśmy całą tyradę jak to jeden obraził matkę drugiego, a potem to już w ogóle się porobiło, bo wyskoczył na nich wkurzony mąż sklepowej. Do niego dołączył koleś z bloku obok i w ogóle akcja na całego!! W międzyczasie zadzwoniłam na policję i zaczęłam kręcić filmik z balkonu (na wypadek "gdyby"). No i pewnie przeziębiłam pęcherz, bo stałam na deszczowym balkonie (wspominałam, że padało?? a oni bez tych koszulek!!) w samej piżamie. No ale kto by myślał w takiej chwili o szlafroku czy czymś. Skończyło się mizernie. Bity uciekł, przyjechała policja, winni chwiejnymi ruchami pozbierali cebulę (itp.) i po krótkich pyskówkach główny zadziorny bezkoszulkowiec odjechał radiowozem w siną dal (pewnie na komisariat, ale kto wie? Może pojechali po ubranie jakieś...). Trochę się jeszcze z nich pośmiałam, bo nie mogli nawrócić i wyjechać spod sklepu (presja setki par balkonowych oczu, ja wiem) i zaczęłam żałować, że akurat tego nie nagrałam :P i ... nie - nie wróciłam do łóżka z książką bo Em. się obudziła. No dobra, wróciłam, ale dopiero jak Ka. wrócił z apteki :P

Wracając jednak do "atrakcji" dnia, to potem nie było już tak ekstremalnie. Popołudnie wesoło spędziłam z Buggy Gym, i naprawdę... katar przeżyję... zakwasy przeżyję... spoconą kurtkę wypiorę... ale no wiecie co dziewczyny?!? Wróciłam z treningu ze złamanym paznokciem!! Ładnie to tak, pytam się?? W razie wątpliwości - całkiem NIE ładnie! 

No i nie wygraliśmy 10 000zł. Szkoda.


4 komentarze:

  1. Zapomniałaś wspomnieć o tak niebywałej atrakcji dnia jak 4 kupy... ;)
    Ka.

    OdpowiedzUsuń
  2. Taaaaaak... Kupy przebiły uliczną zadymę :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Z niecierpliwością czekam na obejrzenie owego filmiku. Złamany paznokieć?! Serio?! Co tam się działo :-)
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Filmiki są, nawet dwa :) Szkoda tylko, że na telefonie nie mogę ich przybliżyć. Za to wrzaski słychać elegancko. A ten paznokieć to wyraz mojego poświęcenia dla sprawy :D

      Usuń