czwartek, 24 września 2015

Śmiać się, czy płakać??

Kryzys przedszkolny trwa nadal. Rano niby wszystko ok, ale z każdą minutą oczy coraz bardziej szkliste... Staram się być mego cierpliwa i spokojna, tłumaczę dlaczego trzeba iść do przedszkola i że przecież jej się tam podoba. Ale dziś to już wybuchnęłam... łzawym śmiechem!!

Zapisaliśmy eL. na pierwsze przedszkolne zdjęcia. Bardzo się ucieszyła bo ma takiego samego hopla na punkcie zdjęć jak ja :D Przez kilka dni przeżywała potencjalne pozy, uśmiechy i gadżety. Rano wstajemy i pierwsze co: "musi być koniecznie ta sukienka od cioci M." (może nie balowa, ale mało jej brakuje...), i rajstopy i nawet majki pod kolor (ha!). Nic nie protestowałam z nadzieją, że obędzie się bez histerii przedszkolnej...

O ja naiwna!!

Więc eL. wkłada kieckę i rajstopy i zasuwa myć zęby... Pasta nie chciała się otworzyć - pierwsze, jeszcze mini, łzy... Wraca na czesanie - "koniecznie warkocz Elzy, żeby pasował!!" - i płacz, że ona nie chce iść. Łzy osuszone - "pomalujesz mnie, żeby pasowało do sukienki?" - przypudrowuję jej nosek, może nie będzie płakać?? "Ale jestem elegantka!" - zmieniam jej kolczyki na pasujące i błyszczące. Płacze ubierając swoje najlepsze buty. Przestaje płakać, no bo makijaż się rozmaże. I tak w kółko... Tuli się i zaraz sobie przypomina o fryzurze... itd, itp - w końcu i mi ciekną łzy i już nie wiem, czy ze smutku, czy ze śmiechu...!

W przedszkolu ryk niemiłosierny i tylko mam cichą nadzieję, że zanim zaczną się zdjęcia zdąży jej zniknąć opuchlizna... Ech... rośnie nam mała diva....


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz