wtorek, 29 września 2015

Miłość jest ślepa... ;)

Gdy w pewnym gronie debatowałam czy założyć bloga czy sobie darować, wypłynęła historia mojej znajomości z panem T. Historia tak nierealna, że aż ją spiszę, dla Was, dla potomnych, dla policji (gdyby po latach okazało się, że nie ja jedyna miałam tą wątpliwą przyjemność...). Spokojnie!!! To nie historia +18!!

Za Chiny nie pamiętam jak się z T. poznaliśmy. Pracowałam wówczas z jego kuzynką, ale to wypłynęło dopiero później, gdy dosłownie błagałam ją o pomoc... Ale po kolei.

Nie wiem jak się poznaliśmy, ale pamiętam nasze pierwsze spotkanie sam-na-sam. No prawie sam-na-sam, bo to był ten czas, gdy dla pewności na "pierwsze randki" szłam z psem (bokserka, można się jej było bać... z wyglądu, ale zawsze to coś). Więc T., mój pies, ja i spacer po ówczesnym moim osiedlu. Dla pewności nie podałam T. adresu, tylko spotkaliśmy się na przystanku autobusowym i wędrowaliśmy chodnikiem przy głównej drodze (jak to piszę, to aż nie wierzę, że zdarzało mi się być taką rozsądną!!). Już po kwadransie wiedziałam, że z facetem coś jest nie halo, mimo że był zadbany, kulturalny i w ogóle. Niestety już wcześniej wymieniliśmy się nr GG (tak, to były te czasy...). Po oschłym (z mojej strony) i wylewnym (z jego) pożegnaniu poczekałam aż sobie odjedzie i dla pewności okrężną drogą wróciłam (z psem) do domu.

I się zaczęło!!!

Na GG pisał do mnie CIĄGLE!! Włamał mi się na prywatnego bloga (czas Tenbit'a - pamiętacie??), wysyłał z milion smsów!!! Blokowania nic nie dawały - załatwiał sobie nowe numery, konta i dalej jazda. Podczas naszego spotkania zgadaliśmy się, że pracuję z jego kuzynką i generalnie jesteśmy dobre kumpele. O zgrozo!! To był błąd (nie jego kuzynka, bo świetna z niej babka, tylko to zgadanie - wiedział gdzie pracuję...).

Wyobraźcie sobie sytuację... Kilka dni później wsiadam w moje mini autko i wyjeżdżam w stronę pracy. W lusterku miga mi znajoma postać, ale myślę sobie "nie... przecież nie wie, gdzie mieszkam...". Więc jadę do tej pracy, pracuję może z godzinę i dzwoni moja siostra...

*Dla tych, którzy mnie nie znają - siostrę mam 6 lat młodszą, o połowę chudszą (ode mnie), o głowę niższą (ode mnie) i być może tylko głosy mamy podobne... ale przez telefon...*

Tak więc dzwoni i mówi, że była sobie na spacerze z kolegą i naszym psem. Wtem podchodzi do niej jakiś facet z kwiatami i zaczyna gadkę, jak to się w niej zakochał na zabój, że nie może go tak ignorować, że on ciągle o niej myśli i w ogóle - chce się z nią ożenić! Moja siostra - zatkana na maksa. Jej kumpel - padnięty ze śmiechu. Pies - kluczowy dla całej sprawy. Okazało się, że mój prześladowca zdążył już zapomnieć jak dokładnie wyglądam za to dokładnie zapamiętał naszą sunię!! I tak - z rozpędu, poznając (albo i nie) po psie - oświadczył się mojej siostrze... 

Jakby ktoś wątpił - miłość naprawdę jest ślepa!!

Sprawa miała swój ciąg dalszy, bo gdy T. zrozumiał swój błąd niezrażony przyjechał pod moją pracę. Z tymi samymi kwiatami i chęcią oświadczyn... Krążył obok wejścia tak długo, że aż ma szefowa miała ubaw po pachy (a twarda z niej była zawodniczka). 

Rzecz jasna, po wielu prośbach i groźbach (również z udziałem kuzynki - oj trwało to, trwało...) gość w końcu dał za wygraną i się ode mnie odczepił. Pozostało mi tylko wytłumaczyć się wszystkim sąsiadom - T. chodził w miłosnym amoku od domu do domu i rozpytywał o mnie... 
Poza tym - helloł?! - oświadczyny bez pierścionka??!! Przegięcie! ;)

4 komentarze:

  1. Haha! Made my day! Kochana, ale historia :)))) Twój T. rewelacja!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z perspektywy czasu to i owszem ;) :D Ale te X lat temu - no trochę najadłam się strachu! ;)

      Usuń
  2. Też mam siostre o 6 lat młodszą :) Facet uparty i jak widać chyba mu się opłaciło, skoro to ten TWÓJ :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. NIEEEEEEEEEEE!!!! Żaden "mój". Zgiń, przepadnij! Mój jest "Ka.", normalny zwykły człowiek, bez żadnej manii prześladowczej. I zdecydowanie rozróżnia nas z Siostrą ;) ;) ;)

      Usuń