niedziela, 13 listopada 2016

Rodzice jak dzieci...

Nie mam małżeństwa idealnego. Oj, czasem się drzemy jak drapieżne koty. Raz, że ja nie przebieram w słowach gdy mnie coś zirytuje, dwa, że Ka. to typowy facet - bardzo ciężko przyjmuje krytykę. Do tego złe samopoczucie, szarość za oknem, jakieś głupie nieporozumienie i afera gotowa. Zazwyczaj strzelam focha na minimum pół dni, ale dzisiejsza poranna kłótnia przybrała zupełnie inny obrót...


Zaczęło się od pierdoły. Jedliśmy rodzinne śniadanie, Ka. coś zrobił, ja coś powiedziałam, on swoje, ja swoje, bla bla i bum - trochę krzyku i nagła cisza. Ja foch, on foch i tylko słychać mlaskanie dzieci. Już sobie w głowie układałam kontrargumenty na wypadek kontynuacji aż tu nagle eL. ze stoickim spokojem wypaliła:

- Nie krzyczcie tak na siebie. Tylko mnie denerwujecie i smucicie. Normalnie zachowujecie się jak małe dzieci, kłócicie się o głupoty. Już lepiej przestańcie mnie tak denerwować. No naprawdę, jak małe dzieci, no naprawdę. Już bądźcie grzeczni.

...
...
...

Nie pozostało nam nic innego jak przyznać jej rację, poprzytulać się, pobuziakować i dokończyć śniadanie w radosnej atmosferze.

Ja dodatkowo się jeszcze wzruszyłam i zbeczałam. Bo rośnie mi naprawdę mądre dziecko!


Na inne mądrości moich dzieci zapraszam na Dziecięcą Myślodsiewnię. Choć tam to akurat się raczej płacze ze śmiechu ;)


10 komentarzy: