wtorek, 8 listopada 2016

Poranny foch dziecięcy

Każdy czasem wstaje lewą nogą. Nic się nie chce, życie wkurza i w dodatku wszystkie domowe kanty się uwzięły i ostro ranią w stopy, kolana i łokcie. My - dorośli ciężko przeżywamy takie poranki, ratując się kubkiem kawy albo kostką (eee... dziesięcioma...?) czekolady. Co jednak, gdy poranny foch złapie nasze małe dziecko?

Dziś eL. zdecydowanie wstała lewą nogą. Samo "wstała" trochę odbiega od prawdy - po wielu a) czułościach, b) przekupstwach i w końcu c) groźbach została przeze ściągnięta z wyra i wysłana do wc.

W wc utknęła - poranne siusianie ją przerosło i drzemała w zaciszu kibelka.

Zaciągnęłam ją z powrotem do pokoju i nakazałam w te pędy się ubrać - ciuchy zdążyłam wyjąć z szafy wieki temu. Dla ogólnej mobilizacji wybrałam jej wdzianko ze spódniczką typu "fru fru", co to obrzucona jest brokatem i świecidełkami. Tymczasem ja zdążyłam już ubrać się i Em. I umyć się i Em. I uczesać się i Em...

Pomogło chwilowo. W połowie ubierania dziecię me stwierdziło, że zapomniała przywdziać majtek. O zgrozo - trzeba było zdjąć cały dół, który oczywiście się kompletnie zrolował i ni w ząb nie można go było przywołać do porządku... Ale daliśmy radę.

Ubraną wysłałam do łazienki, żeby chociaż machnęła zęby. A czas gonił. Normalnie eL. myje zęby solidnie i konkretnie. Dziś utknęła nad umywalką, upaskudziła sobie pastą pół twarzy i na zmywanie tej oryginalnej maseczki zeszło nam kolejne 5 minut,

Już mi nerwy puszczały. Bo 1) wiem jakie to wkurzające, gdy dzieci się spóźniają na planowe zajęcia (pamiętajcie - jestem ciałem pedagogicznym), 2) eL. skutecznie nakręcała swojego focha robiąc wszystko pod tak zwaną górkę i 3) akurat od dziś Ka. zaczyna nocki i obiecałam mu długi sen rano, a tu takie cyrki.

Do przedszkola doszłyśmy w dobrych humorach i już zaczynałam się cieszyć, że focha zgubiliśmy po drodze. Aż tu nagle w szatni jak to moje dziecko nie ryknie! No płacz całą gębą. 

- Co się stało? - pytam dość podejrzliwie.
- Ja nie chcę iść do przedszkola - wyje moje dziecko.
- A dlaczego? - dopytuję podejrzanie. - Stało się coś? Pani coś powiedziała? Albo jakieś dziecko? (wiecie, po ostatniej akcji KLIK trzeba być czujnym).
- Nieeeee - buczy.
- To czemu nie chcesz iść? 
- Bo nie!

Po krótkiej dyskusji, wydmuchaniu nosa, przytuleniu i obuziaczkowaniu poszła (tudzież została wstawiona) do swojej sali. A pół godziny później dostałam smsa od bratowej, że w sumie od razu jej przeszło. 

I rozumiecie, często widzę na korytarzu w przedszkolu dzieci, które wstały z porannym fochem. I nie, nie te same dzieci - po prostu codziennie ktoś. Szczególnie teraz, kiedy tak nagle, po zmianie czasu, poranki są naprawdę ciemne. No i mroźne.

I teoretycznie mogłabym jej zrobić mały urlop i zostawić z nami w domu. Przecież póki co nie pracuję a u nas w domu też nie jest nudno. Tylko czy to jest dobre rozwiązanie? Tłumaczyłam jej, że przedszkole to jest jej fajna praca, że tak dzieci mają. Że ja też wrócę do pracy, jak Em. pójdzie do swojego przedszkola. I trochę się boję, że jak pozwolę jej zostać raz, to będzie to wykorzystywała zdecydowanie częściej...

Ciekawa jestem Waszego zdania. Gości u Was czasem poranny foch? Jak sobie z nim radzicie? Może mi coś poradzicie "na zaś"??


2 komentarze:

  1. Tak jak napisałaś-wstała lewą nogą- albo zwyczajnie ma gorszy dzień. U nas też się to zdarza i takie "nie chce iść dzisiaj do przedszkola" lub "dziś mam wolne" nazywamy kryzysem, który sporadycznie gości u nas w poniedziałek, a częściej w piątek ;) Jak sobie z nim radzimy? Wykorzystujemy... ;) mocną stronę naszego przedszkola, czyli to co ma fajnego do zaoferowania. Biorąc pod uwagę, że codziennie przedszkolaki mają jakieś nowe atrakcje w ramach m.in. terapii, zawsze mogę się do nich odnieść, co skutecznie wpływa na moją córę i póki co działa ;) A najbardziej działają argumenty pt. "Przedstawienie" i "filharmonia". Wówczas moje dziecię niczym ospały Gucio zmienia się w pracowitą pszczółkę. W naszym przypadku dobrze spisują się też obietnice-niespodzianki ;) Czyli: po przedszkolu będzie czekać na nią jakiś jej ulubiony smakołyk albo extra zabawa. Na szczęście nie mam zbyt wymagającego dziecka, dzięki czemu potrafi docenić i cieszyć się ze wszystkiego, wystarczy użyć magiczne słowa "niespodzianka". Oczywiście ten sposób staram się ograniczać, by nie nadużywać niespodzianek, które przez rutynę mogłyby stać się po prostu nudne lub wpłynęłyby na zmianę mojego dziecka w rozpieszczoną i wiecznie niezadowoloną "bestyjkę" ;) Ślę uściski :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) Dzięki za rady, ale... okazało się, że to nie tylko zwyczajny foch. eL. przyznała się w końcu, że ona po prostu nie lubi chodzić na spacerki w przedszkolnej grupie. Żadne szantaże i kuszenia nie pomagają - i tak wpada w histerię na myśl, że będzie musiała iść na dwór z resztą dzieci. Nie wiem dlaczego tak sobie ubzdurała i w sumie nie znam takiego przypadku. już byłam na pogawędce z wychowawczynią i w sumie na razie bierzemy na wstrzymanie. Może to tylko taki kryzys...

      Usuń