piątek, 11 grudnia 2015

Niebezpieczni ludzie

Zdarza Wam się trafić na kogoś mega podejrzanego? Groźnego? Niebezpiecznego? He, mi często. I to w bardzo zaskakujących okolicznościach! Czasem kończy się na strachu, czasem - no niestety nie...

Specjalnie dla Was, kilka historii mrożących krew w żyłach. Pierwsza z dzisiaj!!


1. Zagrożony trening z Buggy Gym

Mój mąż wyraził łaskawą zgodę na moje pójście na trening bez Em. (teoretycznie wyzdrowiała, w praktyce musi nabrać odporności). No więc z radochą poszłam. Spotkałyśmy się z mamami jak co tydzień w miejskim parku sportu i rozrywki, nieco (wyjątkowo) wyludnionym. Trochę sobie ponarzekałyśmy na zimne dupska, poplotkowałyśmy, pośmiałyśmy się - ale przede wszystkim dawałyśmy czadu ;) Przynajmniej do czasu!
Gdy byłyśmy już na powrotnej drodze do samochodów (ale jeszcze ćwiczyłyśmy), nagle za nami zaczął się wydzierać jakiś facet! Niby kulturalny, czysty, szedł prosto - ale to co mówił w ogóle nie nadaje się na publikację!!! Darł się głośno, wyzywając (nas??) od różnych przenajgorszych... Nasza trenerka, która na początku zajęć ostrzegła, że dziś nie biegamy (a chciałyśmy) ekspresowo zmieniła zdanie i razem z nami rzuciła się truchcikiem w stronę parkingu. A on ciągle za nami dziarsko szedł i darł się w niebogłosy!! Nie wiem jak inne dziewczyny, ale mi się zrobiło straszno i nagle poczułam, że jak będzie trzeba to tym truchtem dotrę aż do domu (a mieszkam po drugiej stronie sporego miasta...).
I prawie by tak było, bo pilot do samochodu, którym otwieram drzwi i uruchamiam auto - zastrajkował! Normalnie scena z horroru (tylko że w dzień). Środek lasu. Zero ludzi oprócz nas - mamusiek z wózkami. Płaczące dziecko. Krzyczący, podejrzany, grożący zabójstwem typ. Trzęsące się ręce nie mogące otworzyć auta. I samochód Straży Miejskiej... który akurat odjechał...
Typ na szczęście skręcił i poszedł się drzeć w stronę cywilizacji (może go ktoś tam spacyfikował??), a mój pilot się opamiętał. Tak więc wszystkie elegancko wróciłyśmy do domów, bez rozciągania... ;)

2. Napad w UK

Zanim wyjechałam do USA zdarzyło mi się dwukrotnie spędzić wakacje w UK. Za drugim razem mieszkałam w biedniejszej dzielnicy Londynu (nie patologia, no ale jednak...), dzieląc mieszkanko z grupką sympatycznych osób z Polski (w sumie to przyjęli mnie na wakacje). Wszyscy za dnia pracowaliśmy, no ale popołudniami/wieczorami żyliśmy sobie jak normalni młodzi ludzie. 
Tak więc jednego popołudnia wybrałyśmy się z dwiema współlokatorkami do kina. To była jakaś prześmieszna bajka, bo wracałyśmy wieczorem do domu mocno uhahane - po same pachy! Byłyśmy trzeźwe, porządnie ubrane, ale zataczałyśmy się ze śmiechu. Dla osoby postronnej - naćpane wariatki. Przechodziłyśmy właśnie obok parku, gdzie za dnia bawiło się mnóstwo rodzin z dziećmi, aż tu nagle wyskoczyła na nas banda Murzynów (nie wiem jak mam napisać poprawnie... Afroamerykanin to chyba w USA??). Nie wiem ile ich było - 6? 8? Byli wielcy, pod wpływem czegoś, mieli długaśne łapska i dziwnie mówili... Tak czy owak zaczęli dziewczynom wyrywać torebki (ja miałam spodnie-bojówki i wszystko upchane po kieszeniach), wyciągnęli noże, złapali nas i już tymi nożami przy naszych szyjach...! Zaczęłyśmy się drzeć jak prawdziwe wariatki - do teraz się dziwie skąd taki power miałyśmy!! Nie wiem, czy byli tak zdziwieni naszym oporem, czy po prostu spowolnieni przej jakiś zupełnie nielegalny "dopalacz", ale zdołałyśmy im uciec. Biegniemy, biegniemy - a tu na przeciwko wychodzi ku nam kolejny czarnoskóry mężczyzna. Krzyczymy o pomoc, a on ciach - wyciąga nóż! No mówię Wam - prawie się nie posikałam ze strachu... Szczęście w tym nieszczęściu, że naprawdę mieli spowolnione ruchy a my mieszkałyśmy niedaleko.
Gorzej, że zabrali jedną z torebek, z bardzo ważną zawartością....
Nie jestem rasistką, ale po tym zdarzeniu przez kilka lat przy czarnoskórych mężczyznach dostawałam gęsiej skórki...

3. Urwane lusterko

W zimowy wieczór wracałam z pracy do domu. Nie padał śnieg, ale było mroźno i brzydko. Warunki do jazdy - mega fatalne. Kieruję sobie autkiem, jestem już na ostatniej prostej, aż tu nagle przed maskę wytacza mi się podchmielony pan. Wyturlał się z tramwaju i z rozmachem i z rozpędu wszedł mi przed autko. Pierwszy odruch - klakson ostrzegawczy, że hello!! Może i miałam wtedy małe autko, ale w pojedynku jeden (człowiek) na jeden (samochód) bezprzecznie wygrywało. A co pan na to? Ano pan się na to autko moje rzucił!! A za nim jego syn (chyba), odrobinę mniej podchmielony. Niby pana odciągnął, ale nie do końca, bo chwilę potem moje autko zostało bez lewego lusterka. A w sumie to dyndało owe lusterko na jakimś kabelku... 
Nie zgadniecie co dalej. Ja się zatrzymałam na poboczu, a panowie weszli sobie jak gdyby nigdy nic do lokalu gastronomicznego na ciepłą zupkę (czy coś - bo już nie pamiętam). Trzęsłam się jak osika - i z nerwów, i ze strachu (bo celował w okno) i z zimna (przede wszystkim) ale zadzwoniłam i do Ka. (który był w domu) i na policję. Ka. zdążył przybiec, panowie zjeść i wyjść i dopiero wtedy łaskawie podjechali gliniarze w cywilu, z błyszczącymi odznakami na sznurkach. 
Akcja skończyła się ich bieganiem po kamienicach w celach poszukiwawczych obu panów (bez skutku) i moim zeznaniem na policji (postępowanie umorzone - wiadomo...).
Jeden plus - pani policjantka pokazała mi fajne ustrojstwo do pobierania odcisków palców i sobie potestowałyśmy w między czasie ;) ;) ;)

4. Miłosne pomyłki

He he, o tym mogę pisać i pisać!! I może nie mrożą aż krwi w żyłach, za to niezła czarna komedia by z nich wyszła - tych historyjek. Dwie już Wam pokrótce opisałam:
I tak sobie teraz myślę, że o kolejnych fatalnych w skutkach znajomościach opisze również w oddzielnych postach - bo trudno się będzie zmieścić w kilku zdaniach... Tym bardziej, że dosłownie przed chwilą dostałam otwartą propozycję sexu przez kamerką na mojej prywatnej stronie fb... od jakiegoś Azjaty... Poważnie...


Żeby Was jednak nie zostawić z niczym - historyjka z dreszczykiem, ale taka z przymrużeniem oka. Jednak i w niej jest jeden taki podejrzany pan...

5.Amerykańska burza

Rzecz się działa pod koniec mojego pobytu w USA. Moja Siostra przyjechała do mnie na swoje wakacje i mieszkała razem z moją amerykańską rodziną. Oni (Amerykanie) wszyscy gdzieś wybyli (już nie pamiętam gdzie, mnóstwo mieliśmy tych imprez i okoliczności), a my z Siostrą zaległyśmy na ogromnej kanapie przed TV.
I teraz ważny opis miejsca w którym się znajdowałyśmy - wielki salon/pokój dzienny. Podłużny. Jedna z dłuższych ścian przylegała do reszty domu, reszta ścian była prawie cała oszklona. W obu krótszych ścianach podwójne, duże, szklane drzwi do ogrodu. Kanapa na samym środku, TV w rogu dwóch oszklonych ścian. Zero zasłon, firan, rolet. A sam dom stał (i stoi) po środku otwartego trawnika - zero płota, trochę krzaków i drzew.
Wracamy do akcji - wylegujemy się na kanapie, coś tam wcinamy i oglądamy film (chyba Dzień Niepodległości, bo normalnie to tam leciało na okrągło!!!!!). Tak czy owak - nagle jeb! Piorun! Jeden, drugi i dziesiąty! Ciemny, późny wieczór i błyskawica jedna za drugą. Burza z prawdziwego zdarzenia. Same pioruny, bez deszczu. I choć było straszno, to my nic - nadal z siostrą zalegałyśmy i oglądałyśmy... 
Aż tu nagle błysk - a za przeszklonymi drzwiami postać. Stoi i się gapi. A potem zaczęła machać... Jezusie drogi, ale nas podniosło!! Słuchajcie - podwójny zawał! Jak ktoś cierpi na za słabe ciśnienie - naprawdę polecam taką kurację. Postać okazała się naszym sąsiadem, który wiedział, że jesteśmy same i chciał się upewnić, że się nie boimy. O ironio - bać się zaczęłyśmy dopiero po jego wizycie... Normalnie tylko brakowało, żeby miał kaptur (jakby padało) i trzymał kosę albo piłę mechaniczną... Mimo że był nieziemsko przystojny i miał jeszcze przystojniejszego syna na wydaniu - nigdy mu tego nie wybaczyłyśmy!!



No dobra - pochwalcie się. Na pewno i Wam coś się czasem przydarza, co podnosi ciśnienie, stawia włosy i mrozi krew. Kto pierwszy? :D :D

2 komentarze:

  1. 11 lat temu dwóch chłystków wyrwała mi torebkę z dokumentami, telefonem i portfelem oczywiście. Wracałysmy z koleżanką pieszo z Kredensu. Żałowałam na taxi. Skąpy dwa razy traci, ale co jak co wczoraj przestraszyłam się bardziej bo chorzy ludzie są nieobliczalni.
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie! My mieliśmy sąsiada schizofrenika - wielka niewiadoma z nim była. Jak brał leki i nie popijał - miły gość. Ale jak się zapomniał... różne groźne cuda wyprawiał! W końcu go ubezwłasnowolnili i zamknęli w specjalnym zakładzie. Od tej pory czuję się dużo bezpieczniej we własnym bloku...
      A napadu współczuję... Też mnie chciano okraść - na własnych urodzinach. Ale ich kolega nakrył na szczęście.

      Usuń