Wiecie jak to jest mieć super dzień i mega beznadziejny wieczór?
Nie?
A to szczęściarze jesteście.
Ja wiem, niestety za często mi się to zdarza. Wgrrr...
Tak więc dzień zaczął się spoko. Ka. odprowadził eL. do przedszkola i pojechał kręcić, nadziewać i smażyć pączusie na jutro. Natomiast Em. od rana męczyła mnie o podtrzymywanie w chodzeniu (wcale jej nie podtrzymuję, ale paluch musi być) więc zaliczyłam poranny jogging po mieszkaniu. Potem poszła grzecznie spać a ja mogłam trochę ogarnąć sytuację (i własne włosy...). Potem pobudka, drugie śniadanko, trochę głupot i pojechałyśmy do alergologa (przypominam, że teraz jeżdżę co tydzień na odczulanie). Mina trochę mi zrzędła, bo byłyśmy punktualnie, dostałyśmy nr 7 a w gabinecie była dopiero jedynka... Ale nic to - pół godzinki zleciało w towarzystwie innej miłej pacjentki (nr 6), pogadałam z doktórką, dostałam zastrzyk i sru po eL. do przedszkola. Odebrałyśmy ją, wróciłyśmy do domu na obiad, wszystko zjadłyśmy ze smakiem. Em. poszła na poobiednią drzemkę, ogarnęłam kuchnię (a było to wyzwanie dnia!) i spokojnie się bawiłyśmy z eL. klockami na dywanie. Było fajowo. Wstała Em., obrałam im jabłka na podwieczorek, wcinały i oglądałyśmy "10 najbogatszych psów świata" (WOW!!!!). Śmiałyśmy się, wygłupiałyśmy - fajne popołudnie. W porze przed-kolacyjnej przygotowałyśmy wspólnie grzanki do piekarnika (na kolację właśnie) i stwierdziłam, że mogą się wykąpać zanim kanapki "dojdą". Więc były wyścigi w rozbieraniu i dużo radochy. Wsadziłam je do wanny, poszłam wrzucić ciuchy do prania i włączyć piekarnik i...
szlag mnie trafił...
Wróciłam do łazienki, a tam co? A tam Em. z mokrą głową...
I teraz Wam wytłumaczę, bo tego nie wiecie - już jakiś czas prowadzę walkę z eL. żeby nie myła głowy siostry. Ani jej nie polewała. Ani nic. Raz, że jest to niebezpieczne, dwa, że Em. tego nie lubi. Kilka dnia temu miała przez to karę - wyła, krzyczała i przepraszała. I obiecywała poprawę, rzecz jasna. I dupa blada - powtórka z rozrywki... Na szczęście przyznała się od razu ale i tak dostała tą samą karę (nie mogła z nami oglądać bajki podczas inhalacji), ku pamięci. A ku sąsiadom wpadła w taką histerię, że o mało jej nie utopiłam... Mówię Wam -> ma-sa-kra!!!
I tak właśnie... Fajowy dzień, naprawdę. Z takim nie-fajowym zakończeniem. Dlaczego? Z powodu głupoty, naprawdę. Moje dzieci mega źle znoszą krytykę i zakazy. Doktórka mi powiedziała kiedyś, że to z powodu charakteru pełnego emocji. Tylko szkoda, że wtedy wpadają w taką histerię, że chyba pół osiedla słyszało. Bo cały blok na pewno... Tym bardziej, że Em. się zsynchronizowała i wyła z powodu braku palucha do pomocy w chodzeniu...
Kolację zjadłyśmy w ciszy i wcale mi nie smakowało tak jak miało. I szkoda.
I chociaż przed pójściem spać na spokojnie porozmawiałyśmy z eL. i starałam się całym sercem jej wytłumaczyć, dlaczego mi smutno przez jej krzyki i dlaczego nie może lać siostrę wodą... i się pogodziłyśmy i poprzytulałyśmy... i poszła spać z uśmiechem... to mi jest źle.
Bo to był naprawdę miły dzień!!
www.demotywatory.pl |
Na szczęście Ka. już wrócił z pracy i grzecznie czeka aż skończę pisać i obejrzymy sobie nowy odcinek "Grimm'a". A potem to naprawdę przyda mi się prawdziwa dawka małżeńskiej miłości ;) Wiecie, jako lek na całe zło :D :D :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz