Za dwa dni o tej porze będę już w drodze na samolot. Do Chin! Dokładniej, to wylatujemy o 14:55 z Warszawy, we wtorek.
(Bardzo proszę o NIE podkładanie BOMB w tym dniu.
Ani o żadne PORYWANIE samolotów.
Ani w żadnym innym dniu też...!)
Teraz to już naprawdę czuję silny dreszczyk emocji. A moje początkowe wyjazdowe dylematy nie zmieniły się aż tak bardzo...
Na daną chwilę - plusy i minusy wycieczki do Chin (jeszcze przed wycieczką ;)):
- sprawa z pierwszymi urodzinami Em. --> musieliśmy przełożyć imprezę prawie o tydzień. Tu nic się nie zmieniło...
- lot samolotem - o, tu już poczyniliśmy postępy! Otóż okazało się, że lecimy tak wypasionym samolotem, że dla samego faktu podróżowania nim wycieczka ma ogromny plus!! Nie będę się zagłębiać w szczegóły, bo mam zamiar pstrykać mnóstwo zdjęć i potem Wam wszystko ładnie opisać :D
- cenzura na media społecznościowe --> jest! Mogłabym zapłacić i mieć fb, a co za tym idzie móc wstawiać fotki na bieżąco. Ale... czy jestem aż taką pasjonatką blogowania? Nie, chyba jeszcze nie... I chyba nic się nie stanie, jeśli trochę poczekacie na moje fotorelacje. Nie? :P A ja się zajmę zwiedzaniem i robieniem zdjęć :D
- pieniądze - uuuu...ła... tak, trochę ich wycieczka pochłonie. A co jest w tym najgorsze? Że w czasie pobytu w Chinach kończy mi się zasiłek rodzicielski. I nie dość, że muszę szybko kombinować z ubezpieczeniem (bo w dniu powrotu z Chin muszę ekspresowo wracać do siebie i biegusiem zapindalać na odczulanie) to jeszcze dobrze by było szybko gdzieś się zarejestrować, żeby choć przez jakiś czas nie zostać bez kasy... (o tym, że jestem na "wspaniałym" bezrobociu pisałam między innymi TU)...
- pobyt z mamą i siostrą --> o tak, będzie wesoło... My z mamą mamy potencjał... Pójście na słowne noże zajmuje nam około trzech sekund... Więc wiecie... Będzie ostro...?
- zostawiam samego Ka. z dziećmi - no i z dziadkiem. Raz, że dobrze - niech no w końcu poczuje jak to jest być ciągle sam-na-sam z dziećmi. Dwa, że trochę mi smutno, no bo lubię być z moją rodziną, szczególnie gdy Ka. ma urlop (a ma). I fajno by było wyjechać razem. Choć z dziećmi pewnie by było o wiele więcej zamieszania...
- nowe ciuchy --> oł jeeee, byłam na zakupach :D :D I kto wie, jak tam będzie w tych Chinach w kwestii zakupów? Na wszelki wypadek nie będę upychać na maksa walizki :P :P
- choroby - trochę się martwię, że tylko wyjadę a Em. znów zacznie syczeć i charkać. Tym bardziej, że eL. już ma wstrętny katar... I trochę się martwię, że i ja ten katar dostanę, bo już mnie gryzie w nosie...
- okres - to na pewno jest plus bo... mnie ominie :D Tak narzekałam na okres w szpitalu, ale z dwojga złego... Jeden problem mniej :D
- czas wolny - kłamałabym, gdybym napisała, że nie cieszę się, że lecę odpocząć sobie trochę od dzieci. Bardzo je kocham, ale to całe jęczenie, stękanie, płakanie, wymuszanie, krzyczenie... Sami wiecie... Chyba czas podładować akumulatorki!
I największy PLUS, taki że HO HO - cholercia jasna, będę w CHINACH!!!!!!!!!!!! Wiecie, nowa kultura, jedzenie, zwyczaje, stroje, zabytki, tradycje, język - no WSZYSTKO!!! Kto wie, czy jeszcze będę miała szansę pojechać w tamtą stronę świata? A ja tak KOCHAM podróżować!!! :* :)
I mimo wszystkich stresów - nie mogę się doczekać :D :D :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz