Zacznę od tego, że kilka dni przed hospitalizacją Em. byliśmy rodzinnie w gościnie u przyjaciół. Gadamy sobie, śmiejemy się, dzieci (w sumie czwórka) wariują i objadają nas ze smakołyków. Zwyczajne spotkanie na luzie. Moja Przyjaciółka (dostaje ksywę Przyjaciółka :P) w między czasie spytała się mnie, czy nie chcę puzzli dla eL. Bo bardzo proszę - taka oto historia:
Przyjaciółka ma córkę w pierwszej klasie podstawówki. I córka ta - tak jak większość uczniaków w Polsce - miała w grudniu wigilię klasową. Przyszedł Gwiazdor i zostawił dla dzieci prezenty fundnięte przez Radę Rodziców. I głównym prezentem były puzzle, o takie:
Tak tak, dobrze widzicie - 24 elementy w rozmiarze DUŻYM... Obie zdziwiłyśmy się NA MAKSA, bo nasze dzieci połykały takie puzzle jak miały 2,5-3,5 latka i teraz to nawet moja eL. je ułożyła kilka razy i już się znudziła (w domu układa 50-70 elementów w znacznie mniejszym rozmiarze). Ale pomyślałyśmy sobie z Przyjaciółką, że może (?!?!?) nie wszystkie dzieci są takie mądre? Albo może mama, która dokonywała zakupu ma dziecko... hm... mniej rozwinięte w tym zakresie...?
Wczoraj byłam na zebraniu rodziców w przedszkolu eL. Panie nauczycielki przedstawiły nam swojego rodzaju raport obserwacji dzieci po pierwszym półroczu - najpierw mówiły ogólnie o całej grupie (bez nazwisk), potem każdy rodzic miał wgląd w raport swojego dziecka.
Słuchajcie - przeżyłam OGROMNY SZOK!!! Usłyszałam, że tylko jedna dziewczynka w grupie układa samodzielnie puzzle...!!! No ciekawe która...? He.... Ale dobra - może inne dzieci nie mają za matkę maniaczki układanek... Ani ciotki... Ani dziadka...
Ale żeby nie umieć w tym wieku (3-4 lata...!) jeść łyżką? Albo samodzielnie gryźć pokarmów?
I nie umieć umyć rąk?? Nie mówię o chęciach - eL. też ma czasem lenia jak cholera, ale stara się jak może i naprawdę rzadko jej przypominam o umyciu po wc czy jedzeniu...
O samym korzystaniu z wc nie wspomnę... (nie czepiam się podcierania dupska po "dwójeczce" - z tym czasem i dorosły ma problem ;)).
Padłam raz jeszcze --> Panie były pod wrażeniem, że już prawie cała grupa umie liczyć do... dziesięciu...! CZAICIE??? Dla nich to był sukces! Chryste Panie - prawie w każdej bajce na Mini-mini jest o liczeniu. Ja eL. nauczyłam liczyć jak tylko zaczęła mówić - razem z nią odmierzając miarki mleka w proszku. Przez długi czas co prawda zjadała liczbę siedem, ale starała się liczyć wszystko (w wakacje wszyscy sąsiedzi mieli niezły ubaw na działce). Teraz liczy prawie bez pomyłek do dwudziestu i dla mnie to jest normalne. W sensie nie wyobrażam sobie, że tego nie umie. Przecież cały nasz świat opiera się na liczbach!!!
Powiem Wam tak - załamałam się... Ja wiem, że eL. też ma sporo za uszami (ma totalne odmóżdżenie jak ogląda TV, a czasem przy ubieraniu kurtki siedzi w niej leń cuchnący) - nie jest idealna! Ale porównując z innymi równolatkami zastanawiam się o co w tym wszystkim chodzi???
Dziś akurat rozmawiałam (no dobra - plotkowałam) z koleżanką, która pomaga w jej grupie jak i bratową Ka., która pracuje w grupie obok. Obie stwierdziły, że to od razu widać po rodzicach, z którymi dziećmi się coś robi w domu, a które są wyręczane we wszystkim.
Ludzie - hop hop, pobudka! Wychowujecie społeczno-życiowych inwalidów!!! Nie rozumiem tego. Przecież ja się nawet nie staram z tym naszym wychowaniem dzieci. Nie czytam mądrych książek. Czasem poradzę się koleżanek, jak mam większy problem. Zwyczajnie spędzam czas z dziećmi, pokazując im jak ŻYĆ. Nie wierzę, że oprócz ciężkich chorób, dzieci rodzą się głupie. Może nie jakieś wybitne, może nie mają zadatków by dostać Nobla - ale na pewno chłonne wszelkiej wiedzy.
Nie wiem, może to źle, że moje dzieci są takie "do przodu"...?
Dziś w Rossmanie dostaliśmy do zakupów łódź podwodną gratis. Dziewczyny bawiły się nią w wannie - eL. włożyła swoje paluszki do okienek i udawała pasażerów.
- A czemu w tym jednym okienku są dwa paluszki?
- Bo to jest matka z dzieckiem!
KOCHAM MOJE MĄDRE DZIECI!!!!!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz