czwartek, 3 listopada 2016

Zajęcia dodatkowe dla dziecka

Po rodzinie i znajomych mam mnóstwo dzieci. Większość z nich jest w wieku przedszkolno-podstawówkowym. I większość z nich ma zajęcia dodatkowe. Niekoniecznie odbywające się po godzinach przedszkolno-szkolnych, ale wybiegające poza podstawowy program realizowany w danej grupie/klasie. Wrzesień to miesiąc adaptacyjny. Październik - czas wyborów. Zaczął się listopad i niezrozumiały przeze mnie wyścig na "najbardziej obciążone zajęciami dziecko".

No i ja się pytam - ile takie małe dziecko jest w stanie wziąć na swoje barki? Nasza 4,5 latka - przypominam - chodzi do przedszkolna niepublicznego i w ramach (skądinąd niewielkiego) czesnego ma taki oto plan tygodniowy zajęć dodatkowych:

* plus indywidualnie dobrany program zajęć z logopedą

Moim skromnym zdaniem - ma co robić. Większość z tych półgodzinnych zajęć bardzo lubi, chętnie o nich opowiada i zdecydowanie nie nudzi się w przedszkolu. Dodatkowo (a w sumie to przede wszystkim!) realizuje przecież jeszcze program ze swoimi (ukochanymi) paniami, chodzi na spacerki, wycieczki czy występy teatrzyków. I może nie wraca do domu wykończona, ale bardzo lubi walnąć się na kanapie z książką czy tabletem i pozabijać czas w pozycji horyzontalnej ;) Bawimy się wtedy klockami, kolorujemy, układamy puzzle. Innymi słowy - naprawdę nie mam potrzeby organizować jej aktywnego popołudnia.

Wiem, że dzieci są różne - pewnie są i takie, których energia rozpiera przynajmniej 20 godzin na dobę (o losie!). No osobiście nie znam aż takiego ekstremalnego przypadku, a przy tych bardziej standardowych egzemplarzach cudzych pociech trochę się dziwię - ile one mają zajęć dodatkowych! 

Przyznam się - my też chcieliśmy eL. zapisać na basen na naukę pływania. Raz, że nie ma tego w przedszkolu, dwa, że prawdziwa z niej zodiakalna ryba i po prostu uwielbia pływać. Ale temat umarł w zarodku - przez tą zupełnie-nie-fajną sytuację z trzecim migdałem nawet głowę musimy myć ostrożnie. Ale rozumiecie - jedno zajęcie ekstra, wybrane z pasją dziecka, coś czego przedszkole (przynajmniej nasze) jej nie zaoferuje.

Tylko że ja znam rodziców, którzy - mimo bogatej oferty przedszkola czy długich godzin lekcyjnych (o zadaniach domowych nie wspominając) swoje dzieci wysyłają codziennie gdzieś. Z jednej strony no lepiej tak, niż gdyby dzieci całe popołudnia miały przesiedzieć przed tv, ale... czy to jest efektywne? Czy faktycznie w ten sposób spełniamy marzenia i realizujemy potrzeby dziecka, czy raczej zagłuszamy własne sumienia albo startujemy w jakimś międzyrodzicielskim absurdalnym wyścigu? 

Bo ponawiam pytanie - ile takie małe dziecko może przyjąć na swoje barki...? 

Właśnie...


6 komentarzy:

  1. Również obserwuję taką sytuację wśród rówieśników moich dzieci. Nie jestem przeciwnikiem zajęć dodatkowych ale tak jak we wszystkim trzeba zachować umiar :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to! Ja też jestem za, szczególnie jeśli dziecko czegoś bardzo potrzebuje (np. zajęcia sportowo=zdrowotne) albo naprawdę czegoś chce (nauka gry na gitarze, taniec towarzyski i inne takie). Ale czasem mam wrażenie, że dzieci są zapisywane na zajęcia dodatkowe na siłę...

      Usuń
  2. Wszystko zależy od tego co chce dziecko. U nas jest zupełnie odwrotnie. Szkoła na prowincji= zajęć dodatkowych poza piłka nożną brak. Miala być robotyka- mój syn się nastawił, chodził w skowronkach, ale odwołano,bo chętnych brak...także ten ;) Ale wracając do tego co napisałaś- jest takie powiedzenie, złota zasada: "nadgorliwość gorsza od faszyzmu..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No tak, kiedy dziecko chce w czymś się sprawdzić, a warunki nie pozwalają, to też nie fajnie... Nawet mi trochę teraz szkoda Twojego syna, bo pewnie mu było smutno (mi samej by było). Może to ludzie z dużych miast przeginają? Może ich samych pochłania praca i różne zajęcia/hobby to i dzieciom organizują czas wolny na potęgę?

      Usuń
  3. Ja tez , o zgrozo, znam takich rodziców! Miałam pisać podobny tekst, kiedys juz nawet nadmieniłam. Moja córka w pierwszej klasie nie chciała na nic chodzić, teraz zależało jej na tańcach, no i chodzi. Jednak system dwuzmianowy w szkole, zadania domowe i te ciemności od czwartej popołudniu.....nie ona nie ma siły na więcej, więc ćwiczę z nią w domu angielski na przykłąd. Poza tym, że ona nie ma siły i czasu, to ja zwyczajnie nie mam kasy na baseny czy inne zajęcia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda? Co niektóre zajęcia dają po kieszeni. U nas na szczęście dom kultury ma bogatą ofertę zajęć za naprawdę symboliczne opłaty, co nie zmienia faktu, że naprawdę się dziwię rodzicom, że zapisują dzieci na wszystko tylko dlatego, że mogą!

      Usuń