środa, 7 października 2015

ZUS. Dramat w trzech aktach.

Prologos
Nie tak dawno temu, żyła sobie pewna młoda, śliczna i inteligenta kobieta (z lekką nadwagą, naprawdę lekką...). Mieszkała przyzwoicie, miała fajną pracę i nadzieje na przyszłość. Trafił jej się zacny mąż, bez trudów i męk spłodzili pierwszego potomka. Po beznadziejnej ciąży i kilkumiesięcznym odchowaniu zdrowej córeczki, kobieta wróciła - pełna werwy i zapału - do pracy. Tylko, że praca nie była już taka sama. Ktoś tam na górze zaczął kombinować i przekombinował, w rezultacie czego jej miejsce pracy miało stopniowo zanikać... Kobieta, po głębszej analizie i debatach z mężem, podjęła decyzję - drugi potomek! I tak się, niemal natychmiast, stało...

Akt I
Druga ciąża była jeszcze paskudniejsza niż pierwsza, bardzo szpitalna i depresyjna, w związku z czym kobieta niemal od razu została zesłana na przymusowe zwolnienie (dobrze, że za pobyt w szpitalu "płacą"...). Mimo wielu przeciwności, bobas urodził się śliczny i różowy, a zmartwienia związane z pracą odpłynęły w siną dal... Po kilku miesiącach umowa wygasła samoistnie i nie było nawet słowa o jej przedłużeniu - miejsce pracy padło na amen. Kobieta, w swojej naiwności, czuła się chroniona przez państwo, wierząc, że ZUS to mądra instytucja, zorganizowana i nowoczesna technologicznie. Beztrosko nadal latała sobie po przeróżnych lekarzach, chodziła na zabiegi i korzystała z dobrodziejstw ubezpieczenia zdrowotnego. Aż tu nagle zonk! W recepcji przychodni dowiedziała się, że nie widnieje w systemie... Trochę zaniepokojona w te pędy udała się do pobliskiego ZUSu, gdzie dowiedziała się, że 
a) jej ubezpieczenie wygasło miesiąc temu i wcale to nie jest tak, że automatyczne - na urlopie macierzyńskim, podpisywanym z milion razy - przechodzi się na zasiłek, nawet jeśli poinformowało się o tym - dwa miliony razy - swoją (byłą) pracę i ZUS (za czasów pracy)
b) nie może być ubezpieczona w tymże ZUSie, bo okazało się, że ZUSów jest w pip i trochę, a że rozliczana była za czasów pracy w mieście A (w innym województwie, bo tam była główna siedziba pracy), to musi najpierw zamknąć okienko ubezpieczenia w tamtejszej placówce i następnie przepisać się do miasta B (swojego).
c) na szczęście może zrobić to pocztą i wystarczy poczekać 30 dni na decyzję....
Co też uczyniła...

Akt II
Kobieta czekała na pisemną decyzję, jednocześnie chodząc na konieczne zabiegi - przed każdym obowiązkowo podpisywała się, że (cholera jasna) jest na zasiłku macierzyńskim. Z uśmiechem na twarzy! Zabiegi się skończyły, mogła w reszcie z rodziną wyjechać na urlop. W międzyczasie dostała pismo z ZUSu z miasta A, że jak najbardziej jest ubezpieczona i że ma z tym pismem sobie latać po lekarzach, skoro tak bardzo musi. A że kobieta akurat nie musiała wcale, to pismo elegancko się gniotło w jej torebce. Po kilku tygodniach nastał jednak czas wizyty kontrolnej, więc kobieta udała się do specjalisty, uprzednio zahaczając o rejestrację z zamiarem przedstawienia nie tak już świeżego zaświadczenia... Jakież było jej zdziwienie (nie ostatnie tego dnia), gdy przemiła pielęgniarka poinformowała ją, że przecież jest w systemie i o co chodzi? Tak więc kobieta odczekała swój kwadrans i weszła do lekarza, który to już w tym systemie jej nie miał... Taaaak.....

Akt III
W trakcie załatwiania becikowego wypłynęło, że kobieta z racji utraconej pracy musi ponownie udać się do ZUSu, co by jej migusiem wyliczyli, ile to już nie zarabia i ile przysługuje jej dokładnie zasiłku (wyciąg z konta nie wystarczał, niestety...). Wybrała się więc w pewną (dzisiejszą) fatalną pogodę, z młodszym swym dzieciem w "plecaku". W nowoczesnym holu czekała nie dłużej niż 5 minut, weszła do nowoczesnego boksu i przemiła (bez ironii) urzędniczka poinformowała ją - uwaga!!! - że kobieta nie widnieje w ich sieci!!! I że to nie ZUS jej płaci zasiłek...!! Kobieta zdębiała na maksa... Tak jak tylko można!! Samo się nasuwało pytanie - więc kto? UFO?? Bo na pewno nie eks-praca (od razu przysłali jej świadectwo pracy). Urzędniczka wysunęła nieśmiały wniosek, że może kobieta widniej w sieci miasta A, zamiast B...  (poważnie??? naprawdę??? czy to ukryta kamera???) i obliczyła kobiecie odpowiednie kwoty na kalkulatorze. Staromodnym, podręcznym...

Exodos
Niech mnie ktoś zastrzeli...


7 komentarzy:

  1. Lepiej bym tego nie ujęła... Gdyby ktoś miał za nudne życie - z czystym sercem polecam przygodę z ZUSem! Oł jeeeee.........!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak to teraz z pieniążkami? Dostajesz je od początku ciąży i urlopu? No i te wizyty u lekarzy? Strach pomyśleć!
    A.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I właśnie - z pieniędzmi, o dziwo, nie było problemu nawet przez chwilę! Dla pewności przejrzałam nawet historię wpłat... U lekarzy na szczęście ok, mam samych "długoterminowych", więc już wiedzą o co chodzi i tylko dla ewentualnej kontroli z NFZetu muszą "kontrolować" mnie... Ale nadal traktują mnie po ludzku (nawet jeśli to faktycznie UFO mnie ubezpiecza, he...). Najgorsza jest ta niepewność i niepotrzebny stres (bo co jak co, ale nerwów przy dwójce dzieci to mam dość!).

      Usuń
  3. A ja jestem ciekawa w jakim plecaku byłaś z młodszym dzieciem w ZUS ie?
    czyżbyś się nauczyła chustowac za moimi plecami? !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. He, nie jestem ani taka ambitna ani taka przebiegła ;) Plecaku plecakowatym - z paskami, rzepami i zaczepami. Pożyczonym dzięki uczynnej młodej mamie!! Używam go w awaryjnych sytuacjach - gdy schody i ząbkowanie mnie przerastają. A w tej historii - schody do naszego ZUSu to jakieś nieporozumienie. Jeszcze nie zauważyłam (jakem stały bywalec) by komuś udało się dostać do windy...

      Usuń
  4. Boskie! Wiem, że tak naprawdę jest to tragikomedia, ale uśmiałam się za wszystkie czasy :D
    Ważne, że zasiłek płacili, choć w sumie to jeszcze mogą poprosić o jego zwrot ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No lepiej mnie proszę nie strasz...!! Póki co dowiedziałam się, że ZUS to obecnie moje miejsce zatrudnienia...Tak kazali mi napisać we wniosku o becikowe... Każda wizyta w urzędzie mnie naprawdę zadziwia!!

      Usuń