wtorek, 22 marca 2016

Farmaceutka wie (naj)lepiej!

Jeszcze nie ochłonęłam po naszej dzisiejszej (mało) przyjemnej wizycie w szpitalu (KLIK), a tu proszę - kolejna osoba wcisnęła mnie w ziemię! A w sumie to mi szczęka opadła, na ową ziemię właśnie...

Po wycieczce do szpitala Em. była już tak zmęczona, że olałam aptekę i wykup antybiotyku i pojechałam prosto do domu położyć ją spać. Za to zanim odebrałyśmy eL. z przedszkola wstąpiłyśmy do apteki w jego sąsiedztwie (no bo po drodze). I to tam pani mgr zaszalała...

Zanim jednak Wam opowiem co i jak, słowo wyjaśnienia. Przez te wszystkie szpitale, choroby, lekarstwa i stresy owego czasu Em. nabawiła się problemów brzuszkowych. Szybko jej minęły, kupki wróciły do normy, niestety zanim to nastąpiło - zrobił jej się mały hemoroid. Kto miał, ten wiem - nic fajnego. Lekarz wiedział o tym, ale przy okazji badania w szpitalu napomknęłam i o tym - co mi szkodzi spytać o dodatkową opinię? Pani dr stwierdziła, że skoro mnie to aż tak nurtuje to nie ma sprawy (no bo co jej szkodzi?) i da mi skierowanie do chirurga - niech oceni czy mam się faktycznie czym martwić (no bo co mu szkodzi?). A po pomoc doraźna (tak jak mój lekarz) wysłała mnie do apteki po jakiś kremik. Kremik w domu jeden mam, homeopatyczny, ale że średnio w niego wierzę to szukam alternatyw...

A teraz do rzeczy. Oto, co wydarzyło się w aptece, gdy już miałam zrealizowaną receptę:

- A tak przy okazji, przez (tu wymieniam wszystko co się Em. przydarzyło zdrowotnie) dziecko ma hemoroida na zewnątrz pupci. Nie jest bardzo duży, ale wiem, że ją czasem boli przy kupce. Lekarz o tym wie, czekamy na wizytę u chirurga... Czy mogłaby pani nam coś polecić na przetrwanie tego czasu, coś na hemoroidy? - spytałam uprzejmie.
- A skąd pani wie, że to to?! - pyta podejrzliwie. Domyślam się, że zgubiła się w moim wywodzie...
- Byłam u lekarza... I w szpitalu... - tłumaczę w skrócie.
- A to oni się nie muszą znać! To może być wszystko! - pani podnosi głos. - Przecież to może być problem ze zwieraczem! Albo nawet coś rakowego! Ja pani nic nie sprzedam! Niech pani idzie prywatnie do lekarza! 

I poszłam. Sio z apteki. A szczękę wlokłam za sobą, bo wierzyć mi się nie chciało, że mi pani mgr tak powiedziała właśnie. Bo ja mam psiapsiółkę farmaceutkę. I jeszcze jedną w rodzinie też. I często - naprawdę często - bywam w aptekach. Ale mi się TAKA pierwsza zdarzyła, gdzie pracują TAKIE mądrzejsze od lekarzy. Bo ja nie twierdzę - oni (farmaceuci) naprawdę dużo wiedzą i dużo mogą doradzić!! Ale no naprawdę - mogła mnie chociaż poprosić o pokazanie dupska mego dziecka... A nie tak bez badania.... (sarkazm aż boli...)



A dzień się jeszcze nie skończył. Aż strach się bać - bo zamierzałam iść wieczorem na duże zakupy...!

2 komentarze:

  1. No znowu mi przykro! Dziwnych ludzi dzisiaj spotykasz. Jutro będzie lepiej:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! No mam nadzieję :D Ale nigdy nic nie wiadomo - jutro idę ze sobą do lekarza, he he ;) ;)

      Usuń