Zanim wyjechałam do Chin zdarzało mi się kilkakrotnie być ostrzeganą (trochę żartem, trochę serio) przed kontrolą komunistyczno-sadystyczno-masakryczną i niebezpieczeństwem płynącym zewsząd. Ale wiecie... to nie do końca tak jest.
Już o tym pisałam nie raz, ale w Chinach wszystko jest podrobione - nawet komunizm. Więc czasem jest rygor paskudno-okrutny, czasem (pozorny?) luz-blues.
Opiszę Wam tu to czego się dowiedziałam, ale pamiętajcie - nie jestem specjalistką w tej dziedzinie! W Pekinie byłam tyko kilka dni. Z drugiej strony... skoro te kilka dni wystarczyło, żebym zauważyła to, co zaraz Wam opiszę... Zastanawiające, nie?
Wolność słowa w Pekinie jest bardzo ale to bardzo kontrolowana. Zarówno w gazetach, internecie jak i ulicznych wypowiedziach.
Graffiti jest zabronione (a egzekwowanie owego zakazu jest bardzo przestrzegane - bo... hm... w Polsce też nie niby można graffitować jak popadnie...).
Wiele brzydkich i kłamliwych stron www (jak nasz ukochany facebook) jest blokowanych i mnóstwo ludzi pracuje nad jak najlepszymi zabezpieczeniami przed hakerami (co to litują się nad nie-komunistycznymi śmiertelnikami z poza Chin i próbują owe strony odblokować).
A dziennikarze? He... wystarczyło przez kilka wieczorów pooglądać sobie hotelową tv by zauważyć, że Chiny naprawdę nie mają żadnych większych problemów, a to co złe - to poza granicami. I te wszystkie słodko-pierdzące showy i magazyny! Sex, rzecz jasna, też jest mega tematem tabu, więc nawet głupowatą a'la "randkę w ciemno" oglądało się jak program dla kilkulatków. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że to wina ograniczeń hotelu w zakresie programów telewizyjnych, ale... śmiem twierdzić, że jednak nie...
Z wiadomych względów nie wiem, jak sprawa się przedstawia z gazetami... Wiecie... jakoś nie zdążyłam opanować chińskich ślaczków wystarczająco biegle ;) ;)
Ale największy szok przeżyłam na Placu Tian'anmen (znanym przede wszystkim z przerażającej masakry...) - tyle kamer to chyba żadne polskie metro nie ma!! Ba! My - w przeliczeniu na ilość - to chyba nawet tyle fotoradarów nie mamy!! Słuchajcie - no mnóstwo, na każdym słupie, przy każdej lampie. I jeszcze świadomość krążących wszędzie tajniaków - no niesamowita inwigilacja! Tam chyba nie ma decymetra kwadratowego nieobjętego podsłuchem czy podglądem. Żeby nie było - zanim weszliśmy z wycieczką, by zrobić sobie pamiątkowe zdjęcia, na Plac, dostaliśmy przynajmniej ze trzy konkretne ostrzeżenia - Nie mówić nic głupiego! Nie robić nic głupiego! A w razie czego - udawać głupka!!! Tak więc hasła typu "precz z komuną" czy "uwolnić Tybet" w ogóle nie wchodziły w grę ;) (podobno zdarzało się wcześniej, że nieco podchmieleni turyści dawali upust swoim emocjom - zostali natychmiastowo zgarnięci przez kilku mężczyzn, wpakowani do vana i sprawa kończyła się na ambasadzie... na szczęście...)
Z drugiej strony - ta ciągła kontrola ma swoje plusy. Na każdej stacji metra, przed wejściem do większości zabytków i urzędów - szczegółowa kontrola bagażu i/lub skaner ciała. Tak więc nie tylko ci dobrzy nie mogą rozwinąć skrzydeł - tym złym też elegancko zatruwają życie!
A co do rozwijania skrzydeł - rząd wspaniałomyślnie zlitował się nad Pekińczykami i podarował im dzielnicę do uzewnętrzniania się. W 798 ART ZONE można i wyśmiewać się z Buddy, i machnąć sobie graffiti, i namalować seksistowski obrazek i w ogóle zaspokoić swoją artystyczną duszę. I powiem Wam tak - byłam, widziałam, potwierdzam. Ale więcej bym nie wróciła. Moja artystyczna dusza potrzebuje porządku, ładu i składu - a tam (pomiędzy bardzo ładnym galeryjkami) to zwyczajny syf był... Nie wiem, może to zła pora roku. Albo zwyczajnie się nie znam...
No i co Wy na to? Co??
Po więcej zdjęć zapraszam (co oczywiste) na facebooka:
Pytam się syna / Chiny/, czy ma swojego szpicla, który za nim chodzi? Odparł, że jak ma -.to musi się bardzo nudzić, praca, dom i czasem jakiś wypad. A czy ja mam też?? Może i masz, a z racji i, że masz rude włosy - dobrze w tłumie Cię widzi.
OdpowiedzUsuńJa tam czuje się swobodnie, mam radosne jak uśmiecham się do zandarmow:)
Z Chinczykiem nie pogadasz na temat rządu - stoją murem za nim.Kiedyś mieli jedną miskę przysłowiowego ryżu, dziś mają 2:)
Jak oni mają narzekać, gdy starsi JeszcE nie mogą zapomnic "wielkiego głodu". Gdy Tata mojej synowej otwiera lodówkę, zawsze mu się trzęsie ręką - jest to oznaka tamtych lat. Lat, gdy zanim wzięto do ust kęs jedzenia nachodzila myśl - czy inni też coś zjedli.
Na koniec - czy ktoś sobie zadał pytanie "Co by się w Chinach stało -.gdyby tam lejce zostały spuszczobe"???
Dobre pytanie!!
UsuńOsobiście też nie zauważyłam, żeby tam się ktoś skarżył. To co opisałam - to opowieści Polaków i własna obserwacja (tych kamer naprawdę nie dało się przeoczyć).
Myślę, że z nimi - Chińczykami - jest jak z każdym krajem, w którym bardzo mocno przestrzega się jakiegoś ustroju. Z tym, że oni mają naprawdę długą historię pełną terroru i wyzysków (jeszcze przed Mao), więc to co mają teraz, to pewnie dla nich raj! Tak na chłopski rozum...
A poza tym to panowie ze zmiany warty prawie mnie stratowali (przy zmianie warty właśnie) i tak się teraz zastanawiam, co by było, gdybym się nie ocknęła (robiłam akurat zdjęcie jakiegoś zabytku w Zakazanym Mieście) i w ostatniej sekundzie spod nich nie czmychnęła...?!?!