piątek, 11 marca 2016

Sumienie mamy chorego dziecka

To żadna nowość, że moje dzieci się rozchorowały. Znowu. Chyba do lata będziemy się tak męczyć... albo do osiemnastki...

Natomiast wczoraj dałam plamę i to już jest pewna nowość w tym chorowaniu.

Bo wczoraj rano jeszcze nikt chory nie był. Co prawda kilka dni temu eL. została trochę uszkodzona poprzez bliski kontakt z chodnikiem, ale normalnie (z tym, że z make up'em) chodziła do przedszkola. No a Em. nadal wychodzą zęby, więc ślini się i cieknie jej z nosa - standardowo.

Tak więc wczoraj, mimo że dziewczyny obudziły mnie o godzinę za szybko..., jeszcze był miły dzień. A przynajmniej do pory obiadowej. Bo po nakarmieniu Em. szybciutko poszłyśmy do przedszkola po eL. Odbierałam ją jeszcze całą zdrową i brykającą. Dlatego, gdy zaczęła marudzić i fochować w drodze do domu, poczułam nadchodzący delikatny nerw... Mój, nie jej. W domu już była masakra - wszystko było na "nie". Irytacja narastała tym bardziej, że była to już pora drzemki Em., która intensywnie się o nią upominała... Kulminacja wypadła na przytrzaśniecie palucha przez szafkę - w sensie eL. marudziła, chciała coś tam zrobić "po swojemu" i Em. niechcący jej tego palucha pacnęła szafką. Byłam przy tym - w normalnych okolicznościach nic by się nie stało. No ale że zapowiadał się kryzys, to eL. załączyła się taka histeria, że w końcu i ja nie wytrzymałam i wybuchnęłam. I oberwało jej się - że w przedszkolu jest milusia a w domu to wymyśla, że nawet mi buziaka nie chciała dać na przywitanie, że jeszcze nie wie co na obiad, a już wybrzydza, że histeryzuje z powodu głupiego palca, i że w ogóle akcji z palcem by nie było gdyby mnie słuchała. Ona oczywiście w ryk, Em. oczywiście również więc miły dzień rypnął z hukiem...

Em. na szczęście szybko zasnęła, eL. we łzach zjadła obiad i zaczęła ziewać. Pomyślałam sobie, że to z powodu zbyt wczesnej pobudki i zasugerowałam jej drzemkę z Em. Zasnęłam ekspresowo. A obudziła się z 38,5 st. gorączki...

Więc jak się sytuacja obecnie przedstawia? Obie baby są chore (Em. miała gorączkę 39,3 w nocy) a ja mam wyrzuty sumienia. Bo przecież one ostatnio ciągle chorują, a ja się nie zorientowałam, że to coś paskudnego się wykluwa - zrzuciłam winę na brzydkie zachowanie, odreagowanie przedszkola, chwilowy foch czy coś w tym stylu... A przecież powinnam wiedzieć...

Popołudniem szłam na próbę przedstawienia, więc dopiero pod wieczór mogłam pogadać z córą od serca. Przeprosiłam ją za swój wybuch i za to, że nie zauważyłam, że się rozchorowała. eL. się potuliła, wspaniałomyślnie stwierdziła, że mi wybacza i zaczęła wariować z siostrą na dywanie...

Ale wiecie - matczyne wyrzuty sumienia pozostają...

Chciałabym mieć w sobie tyle siły i opanowania, żeby nie dawać się ponieść nerwom i irytacji. Ech, ciężka sprawa...

2 komentarze:

  1. Też tak mam czasami, nie martw się. Rodzic też człowiek i "szelki mu czasami puszczają", najważniejsze że pogadałyście sobie! Zdrówka:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :) Oj puściły mi te szelki, że aż po dupsku dostałam... Nauczka na przyszłość;)

      Usuń