poniedziałek, 7 marca 2016

Pracować czy nie pracować?

Pewnie, że pracować. I nawet nie o kasę chodzi (choć nie przeczę), ale dla samego wyjścia z domu - od sprzątania, gotowania i wymyślania zabaw dzieciom. Trochę ironicznie, że moja dzisiejsza rozmowa dotyczyła pracy z dziećmi. I sprzątania po nich też ;)

Ważne, że wyszłam z domu i dotarłam na moją pierwszą rozmowę kwalifikacyjną. Ważne też, że zakończoną sukcesem, he :D To nie brak skromności - ale nie zakładałam inaczej. Zwyczajnie - ja jestem dobra w pracy z dziećmi, a mój bogaty staż to tylko potwierdza. A praca polegać ma właśnie na prowadzeniu zorganizowanych urodzinek dla dzieci (he, to tak w temacie ostatniego urodzinowego wpisu ;)). Z perspektywą prowadzenia muzyczno-ruchowych zajęć dla dzieci. Czyli co? Chleb powszedni... ;)

I nawet dobrze, że to praca raczej z tych regularnych ale dorywczych, mocno polegająca na mojej dyspozycyjności. No bo wiecie - z chorobami Em. nie ma żartów. Ani jej nie puszczę do żłobka, ani nie zostawię z kimś obcym, kto nie wie jak postępować z chorowitymi dziećmi (a atak duszności może przestraszyć...!). Tak więc o pracy na cały etat mogę chwilowo zapomnieć.

I tylko szkoda, że kasa raczej z tych średnich. W sensie - że muszę znów od początku zaczynać moje zarobkowe awanse... Nic to. Rząd dorzuci się z programem 500+ i jakoś to będzie ;) ;) Przynajmniej na paliwo za dużo nie stracę, bo praca jest jakiś kwadrans ode mnie, prawie że w prostej, bezkorkowej linii :D :D

A w ogóle fajowo wyszło, że zaraz po tej rozmowie (już w sobotę idę "na próbę") zadzwoniła koleżanka z różnymi takimi informacjami. I wyszło na to, że może - w bliskiej przyszłości - i ona miałaby dla mnie pewną propozycję ;) Nic obiecującego i konkretnego (jeszcze), ale tak sobie pomyślałam - jak się chcę to się pracę znajdzie. A w moim przypadku to ta praca znajdzie mnie, choćbym nawet nie chciała :P 


Matka Po Godzinach: Pierwszy dzień.
 (znalazłam przy okazji :) )

6 komentarzy: