Hip hip hurra!!!
Pamiętacie moją albumową przeprawę pełną bólu i niezrozumienia?? Bólu emocjonalnego, rzecz jasna...
(Kto nie pamięta - bardzo proszę: Złośliwość rzeczy martwych)
Na szczęście - jest sukces!!! Mam już świeżutki album w domu!!!
Pan sprzedawca z punktu fotograficznego wziął sprawy w swoje ręce. I naprawdę zrobił to z dobrego serca i powołania chyba, bo ja nawet nie byłam umalowana... Dzwonił do mnie, uspokajał, załatwił rabat (bo tamten przez te chocki-klocki stracił ważność...) no i jest! Mam mój fotoalbum z wakacji w domu!! Elegancki, śliczniutki, pachnący nowością. Kto ma ochotę obejrzeć - zapraszam na kawę!
Tylko kawę kupcie, bo wyszła...
Ps. Serdecznie zapraszam na moją podstronę Dziecięca Myślodsiewnia. Będę na niej zapisywała złote myśli moich dzieci - a niektóre warto uwiecznić!! Przyda się, gdy trzeba będzie babom zrobić "siarę" na osiemnastce... albo weselu... albo w ogóle... :D Może też z tego jakiś album powstanie...?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz