Wgrrr....
Ojciec z eL. wybyli na basen, Em. smacznie sobie śpi - ja zażywam relaksów wszelakich. Jest włączony cicho tv z jednym takim amerykańskim (!!) programem, co to coś tam sobie robią a w między czasie komentują co właśnie robią. Zazwyczaj akurat ten program lubię, ale dziś mnie krew soczysta zalała!!
Wypowiadano się w nim na temat młodzieży przyjeżdżającej do USA na wymianę uczniowską. Temat mi bliski, bo sama byłam AuPair w czasie studiów i mieszkałam z amerykańskimi rodzinami (dwiema - o tym za chwilę...), opiekując się ich dziećmi i chodząc do szkoły. W moim przypadku to były już studia (muzyczne), w programie natomiast były dzieciaki z liceum - jednak to zupełnie nieważne. Wypowiadali się Amerykanie - dorośli.
No i czegóż to się dowiedziałam?? Że na taką wymianę przyjeżdża młodzież z biednych krajów!! A jakie to kraje?? No, na przykład Włochy, Polska, Brazylia... Gdzie nie mają dostępu do kultury i oświaty... Na początku myślałam, że się przesłyszałam (w końcu tv był cicho). Ale nie - mam prawdziwe ucho muzyka...
Padłam... I nadal leżę... Chyba szybko to się nie podniosę...
Ale czemu ja się dziwię?? Bardzo proszę - historia z pierwszej ręki:
Wyjeżdżając do USA jako AuPair mieszkałam już (tu w Polsce) w fajowej chałupie. Nie chwalę się - ale musicie to sobie wyobrazić, żeby pojąć absurd następnych wydarzeń... Tak więc rodzice dorobili się sporego domu, miałam zajebisty pokój z antresolą wielkości mniejszego mieszkania (a tak ściślej, to moje pierwsze samodzielne mieszkanie było mniejsze od tego pokoju). Niczego nam nie brakowało, jeździliśmy na wycieczki zagraniczne (co ja piszę - lataliśmy!), miałam własne mini autko i generalnie do USA leciałam po wrażenia, emocje i doświadczenia...
Dodam jeszcze, że ja już mówiłam po angielsku dość płynnie, tylko obycia z mową potoczną mi brakowało...
He... No więc moje pierwsze doświadczenie z amerykańską rodziną było przeurocze... A cóż za emocje! Matka-prawniczka i ojciec-lekarz traktowali mnie jak dziecko z siódmego świata. Pokazując mi łazienkę, tłumaczyli że mam do dyspozycji nawet ciepłą wodę! A niezwykle skomplikowaną maszynę jaką jest zmywarka przedstawiali jak coś z innej galaktyki. Samochodu w ogóle nie dali mi prowadzić, bo przecież w mojej wiosce to się na osłach jeździ. Albo saniami ciągniętymi przez miśki polarne...
Mówię Wam - cyrki!!! Wytrzymałam z nimi jakieś dwa miesiące i zmieniłam rodzinę - na o wiele bardziej cywilizowaną. Raz, że sami byli z różnych kultur, narodowości i religii, dwa, że też latali po caluśkim świecie (u mnie w Polsce też byli w odwiedziny i nigdy przenigdy nie dali mi odczuć, że jestem gorsza).
Apeluję do tych wszystkich miłościwych Amerykanów z zakorzenionymi stereotypami - zajmijcie się swoimi tyłkami!!! I poczytajcie trochę książek!!!
Wgrrrr....................
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz