Słuchajcie (czytajcie??) - nie uwierzycie!!
Dziś rano, w trakcie robienia śniadanka dla Em. użarł mnie... komar!!! No poważnie!!! Bąbelek może i inne latające badziewie by mi zrobiło, ale nie dam się oszukać - tak bzyczą tylko komary...! Poza tym go pacłam - były namacalne zwłoki...
W związku z tym, postanowiłam eL. nauczyć rodowej pieśni (powszechnie znanej, rzecz jasna) o komarze właśnie (wersja nasza - nic się nie martwcie - bardzo mocno ocenzurowana...!!!):
"Lata komar w nocy, lata komar w dzień,
ciągle widzę jego maluteńki cień.
A gdy widzisz komara, jak mu dupka świeci,
to mu przywal gazetą, dalej nie poleci."
Rzecz jasna pieśń spotkała się z wielkim uznaniem mej latorośli :D
(oryginał - ten mega +18 tu)
No i przy okazji podzielę się z Wami naszą rodową poezją (zapewne mniej znaną - ale polecam, że ho ho!), z niejakim Księżycem w roli głównej:
"Wyszedł Księżyc z chatki
i narobił w gatki...
Gwiazdki to widziały
i się z niego śmiały...
Księżyc zawstydzony
zgubił kalesony...!
I jak myślicie dzieci
czym on teraz świeci?!?!
- GOŁĄ DUPCIĄ!!!"
Prawda, że urocze? No przyznajcie się, które Was mocniej wzruszyło? :D :D
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz